Sny…….

<img height="370" …

Jestem chyba jakimś dziwadłem…, śnię rzadko, śmiało moge powiedzieć, że wcale. Lecz jeśli mi się już zdarza śnić, to dlaczego to musi być coś strasznego?? To COŚ, które budzi mnie w środku nocy i boję się zarówno otworzyć oczy, jak i zasnać ponownie…

Dobrze, że zawsze obok jest ON. :-)

Jednak, zdecydowanie wolę pozostać dziwadłem, wolę spać bez żadnych snów.

;-)

słabość

Moja …

Moja słabość ma odcień niebieski.

Rozjaśni się niebawem :). Czekam na ciepłe kolory słów. Czekam na uśmiech.

Każdy kiedyś bywa słaby. To takie ludzkie, że aż nieprzyzwoite. Nie mam Veny. Nie mam na nic ochoty, nie chce mi się nawet położyć, to taki duzy wysiłek. :). No przyjdź wreszcie, czekam na Ciebie. :)

euforia….!!!

<font …

Dziekuję Wlaścicielowi Bloga  za obdarzenie mnie zaufaniem.

To bardzo wiele.. Nie wiem czy sprostam powierzonemu mi zadaniu, jestem nowicjuszką wszak :-)

hmm…… poruszam sie tutaj trochę po omacku…

Nic to, przecież jestem odważna…..

czasem ;-)                                

 Dobra, koniec notki..

Oj, spocilam sie jak mysz..;-)

Zamykam oczy i niech się dzieje co chce……..

naciskam..przycisk o dumnej nazwie "PUBLIKUJ"… i…..

już!….. aaaaaaaaaaaaa…!!!

Virtualia i Sztuka.

<span …

Taka sobie próba notki…..

Wrzesień, to tradycyjny już czas kiedy otwierają swoje podwoje przybytki Sztuki.

Nie jestem koneserem sztuki, działa ona na mnie jak na każdego przeciętnego – myślę – człowieka. Coś mi się podoba, coś mnie urzeka, coś powoduje zadumę, coś przygnębienie czasem… i tym podobne odczucia…

Zaczęłam więc pełnymi haustami czerpać z większych i mniejszych wydarzeń kulturalnych. J

Początek września – to koncert Finałowy Międzynarodowego Konkursu Współczesnej Muzyki Kameralnej w Filharmonii Krakowskiej – nota bene  „wypomknięty”  mi przez

Właściciela Blogu w jednej z wcześniejszych notek ;-).

Był to koncert laureatów oraz wybór laureata Grand Prix. Zdobył ten tytuł Sextet, o dziwo podobający się zarówno Widzom jak i Szacownemu międzynarodowemu Jury J.

Moje miejsce w Filharmonii było tuz obok miejsc Jury – miałam okazje obserwować ich sposób odbioru  muzyki prezentowanej przez wykonawców. J

Następne moje wyjście, to sobotni wernisaż bardzo młodej osoby. Absolwentki Liceum Plastycznego w Wiśniczu, studentki II roku UŚ, Wydziału Sztuki.

Szkice, obrazy olejne, akwarele, grafiki,  rzeźby, kompozycje kwiatowe.. Różnorodność technik – myślę, że  młoda artystka poszukuje tego właściwego dla siebie środka wyrazu.

Wernisaż pt. „A czas płynie…”

Zwróciły moja uwagę szkice postaci ludzkich o bardzo smutnych oczach, o bardzo smutnym wyrazie twarzy pełnym przygnębienia, rezygnacji jakiejś.. Zastanawiałam się,  czy to zamierzony przez Artystkę efekt, czy to tylko wierne odtworzenie modeli  – baaaaardzo dojrzałych.

Urzekł mnie obraz z cyku „martwa natura” – na tle agawy jakieś naczynia. Przyciągał mnie swoim ciepłem, wracałam do niego kilkakrotnie.  Może to sprawa ciepłych kolorów, perłowa biel cukiernicy dająca efekt rozświetlenia…  Chciałabym mieć u siebie ten obraz, na słotne jesienne wieczory..:) Nie zabrałam aparatu fotograficznego, zapomniałam L.

Abstrahując od artystycznych doznań, podzielę się pewnym moim spostrzeżeniem, być może trochę krzywdzącym ale… zaryzykuję.

Hmmm…. Na tego typu imprezach bywają koktajle i….. odnoszę wrażenie, że dla niektórych jest to jeden z najważniejszych punktów programu… ;-)

„ A czas płynie…………..”

 

 

 

Motory życia…

<p class="MsoNormal" …

Mój constans, zjawia się nieregularnie, atakuje prawie znienacka. Wpija się pazurami i wypustkami, przeszywa na wylot mnie całego. Umiejscawia się w tułowiu i rozłazi jak robactwo we wszystkich kierunkach. Czasem próbuję walczyć, innym razem rzucam zadziornie uparte: JA albo TY. Znajduję wygodną pozycję i czekam, niby cierpliwie, niby beznamiętnie z kamienną twarzą bez wyrazu. A On siedzi we mnie, chyba bardzo mnie lubi, często zagląda mi w oczy i tak trudno Mu się ze mną rozstać. Jak dotąd, zawsze odchodził, po czasie, który sam wybrał za odpowiedni. Te nasze sesje to całe stadium walki. Myślę, że Ból jest mężczyzną, nie dlatego, że słowo, które go określa jest rodzaju męskiego. Wiem, jak sam bywam uparty, wiem, jak ON potrafi być uparty. Nie jestem w stanie powiedzieć, czy czas, w którym mnie nawiedza, jest odpowiedni, czy nieodpowiedni. On po prostu jest, może nawet stale jest we mnie i tylko czeka, kiedy mi dokopać, kiedy o sobie przypomnieć. I tak prowadzimy tę wzajemną walkę od lat…W miarę upływu czasu chyba się z nim „zaprzyjaźniłem”. Znamy się doskonale. Wiem, kiedy nadchodzi…powoli, delikatnie, cicho, jakby chciał mnie zaskoczyć. Ale ja z daleka czuję Jego nadejście i jestem przygotowany, czasem się rozmyśla, żeby po chwili wrócić szybko i boleśnie dziabie mnie w splot słoneczny. Może, to co piszę wydać się sprzecznościami samymi, ale ON taki właśnie jest, gdy tworzy ze mną symbiozę. Nieobliczalny wariat, bawi się ze mną złośliwie. A ja? Co ja z niego mam? Każda symbioza, to jakiś zespół wzajemnych korzyści. Ja, wiem, że nie jestem taki silny. On uświadamia mi, że może mnie złamać coś, co jest niewidzialne dla nikogo, coś co tylko ja mogę odczuć, prawie pomacać. Daje mi do zrozumienia, że NIC nie zależy tak naprawdę ode mnie. W każdej chwili, może mnie ugodzić rozpaloną włócznią. Mogę Go tylko zignorować.

„Weź tabletkę, weź tabletkę” – mówi ONA, starając się mnie przytulić. „Nie ma takiej tabletki” – myślę ja…A czy to w ogóle jest po sportowemu, połknąć tabletkę?  Spluwam w niewidzialną twarz Jego, i pokazując środkowy palec mówię: jeszcze nie tym razem, następnie wyciskam uśmiech nr 5 (słownie: pięć) i dodaję: wal się na ryj – Bólu.

Wygrałem, czy nie?

…wynurzenie

Czasem, chciałbym …

Czasem, chciałbym zamknąć się w kapsule ze światła. Tak, żeby docierały do mnie tylko wybrane dźwięki. Otoczyć się swoistym murem, zawieszonym w nicości. Nic nie czuć, nic nie widzieć, może nawet nic nie słyszeć, oprócz ciszy. Skupić się całkowicie. Byc niewidzialnym do tego stopnia, że nie być wcale.

 

hubble

Po nieustalonym bliżej czasie, bo czas nie istniałby tam zupełnie, nasycony tą świetlną energią rozprężyć się totalnie, zawirować i rozwiać drobnymi cząstkami po kres, którego nie ma.

 

hubble

 

 

 

Widzenie Świata

Każdy widzi na swój …

Każdy widzi na swój zakłamany sposób. Ja, oczywiście widzę lepiej ;).  Nie, nie wywyższam się, mam okulary:> do kompa:>.  Jeszcze atropina ściemnia mi obraz, a raczej go rozmywa, ale idzie ku lepszemu. Pani, zajrzała w oczy me, różnymi urządzeniami, poświeciła tak, że prześwietliła mi żółtą plamkę :>. Na koniec, odezwała się w te słowa: ale panu jakaś kobieta, rozpięła sie na siatkówce…Tak – mówię – właśnie mi się zdawało, że mi ktoś świat często przesłania. Bardzo proszę Ją tam zostawić, ten świat, wcale nie jest aż taki piękny, żebym chciał go stale widzieć.

Widzę wszystko połowicznie, oczyma szeroko zamkniętymi, "półprawdy" docierają do mnie, czuję zapach tajemnicy. Nie jestem bogiem, nigdy nie byłem i nie będę. :)

"Rzeczywiście, tak jak Księżyc, ludzie znają mnie tylko z jednej, jesiennej stony"…

panika

Ale mnie straszycie. …

Ale mnie straszycie. Teraz, nie pozostaje mi nic innego, jak napić się absyntu…ten zielony trunek, zawsze do mnie przemawia. A Absyntowa Wróżka, potrafi rozwiać wszelkie chmury…c. achilleos

Bardzo miła, prawda? I tak niewinnie wygląda. ;)

adrenalina

Chyba na pewno jestem…

Chyba na pewno jestem wściekły! Pozostanę taki, przynajmniej przez miesiąc. W tym celu, spróbuję dodać tutaj pewien link, doskonały do rozaładowania emocji. Życząc sobie i potencjalnym czytającym, miłego odpuszczania adrenaliny.

http://www.merlin.risp.pl/bluzgacz/bluzgaj.php

Pamiętajmy: adrenalina może doprowadzić do apopleksji, "hercklekotów", zatorów mózgowych, oraz pęknięcia żyłki. Każde wyżej wspomniane działanie następcze nadmiernego poziomu adrenaliny we krwi, może spowodować nasze zejście śmiertelne i to zupełnie niechcący. A podobno, życie jest piękne. Nie wiem czyje, ale moje takie nie jest. Całkiem niewykluczone, że kiedyś się o tym przekonam, nie wiem tylko, jak dużo mi czasu zostało.

:)

Równo, czy sprawiedliwie?

Jedni, mogą sobie …

Jedni, mogą sobie spożywać ziemniaki pieczone, w miłym towarzystwie (nadmieniam, że od ziemniaków się chamieje). Innym razem, jadą sobie na koncerta do filharmonii – bo dostali osobne zaproszenia. Jeszcze innym razem, pławią się w słońcu nad leśnym bajorkiem. A ja, wolny czas spędzam w domu, ponieważ najbardziej to lubię. Minęły czasy, gdy każdą wolną chwilę wykorzystywałem na jakiś "wypad". Do przeszłości zaliczam liczne i huczne imprezy u siebie w ogrodzie. Ale niedługo, kolejna służbowa kolacja…;).

kurde!

Za chwilę …

Za chwilę mnie…strzeli, nie powiem co!!  Dopieszczam blogaska, zamiast dopieszczać kogos innego :). I kuerwa mać jedna, no nie mogę przeskoczyć jednej opcji…zostawię to na jutro, co ja pitolę, na dziś, ale potem – prześpię się z tym problemem. Kurde, będzie trochę ciasno w łóżku. On Ona i Problem…Jeśli się wkurzę bardziej, skopie się Problem na podłogę. Dobranoc.

I kwadra Księżyca

Księżyc w …

Księżyc w konstelacji Strzelca, widoczny na niebie, dochodzi do pełni i osiągnie ją za 5 dni.  Będzie szaleństwo, wariaci ożywią się w ten szczególny niepokojący sposób. Dla mnie, Księżyc jest magiczny i ze srebra. Czuję jego zimne światło w sobie, nie przymyka mych oczu, nie powoduje ślepoty, nie grzeje, nie ziębi. Niby obojętny, a jednak nie, coś go trzyma przy Ziemi, poplamionego. Nigdy się nie odwraca plecami, czasem tylko, przysłania Słońce.

tiaaa…

Jest taki dzień w …

Jest taki dzień w tygodniu. Nazywa się sobota. Jest to dzień gospodyń domowych. Własnie w soboty, bywam własną gosposią. Bycie pedantem, jest okropnie upierdliwe i nużące. Męczy człowieka tygodniowy syf, na który nie ma czasu. Ale sobota…ach i kąpiel;) i porzadki i pranie i zakupy. Hahahahahahah. I te goście…niech ich w tę i nazad. Czasem odpalam kominek, kilka razy, upierdliwe sąsiedztwo wezwało z tego powodu straż miejską. Mogła mi skoczyc na pygostyl, co też uczyniła i odjechała w nieznanym mi kierunku.

Koniec marudzenia. Prace różne czas zacząć.

jest tu ktoś?

Nie, nikogo nie ma. …

Nie, nikogo nie ma. Zanucę sobie: sam, ze sobą na sam, najlepiej się mam, gdy znajdę się sam, tobie karolino i tej słodkiej pani…

Czuć jesień. Czuję ją w sobie, wokół siebie. Czuję ją wszędzie, gdzie spojrzę, gdzie sięgnę dłonią. Ona jest we mnie. Oczywiście we mnie, nabiera zupełnie innego wymiaru. Życie składa się między innymi z pór roku. Zapalam kolejnego papierosa, przemknęło mi: ile jeszcze ich wypale, do końca? Oczywiście do końca mojego żywota, jeśli chodzi o fajki, zawsze wypalam do końca. Jakiś idiotyczny potok myśli mam w głowie, ślizgają sie po bruzdach, załamują i odchodzą w nicość. Czy kiedyś do nich wrócę? Jestem pewien, że tak, ale to będzie zupełnie inny wymiar myśli. Zmieni się układ wokół mnie. Nic już nie będzie takie samo. Jeśli układ odniesienia byłby stabilny i trwały, czy wtedy doszłoby do zatrzymania czasu? Cholera wie. Czas, ten czwarty wymiar w przestrzeni trójwymiarowej. Jesień, zadrżała w każdej mojej komórce. A coż ja tu do diabła wypisuję? Chyba chcę zanudzić siebie na śmierć. Jak się to gówno w ogóle obsługuje? Nie chce mi się dziś w tym grzebać. Edytor, zakładki, co to w ogóle jest? Po cholerę mi ten blog? Może kiedyś, odpowiem sobie na to pytanie. Ciekawe, czy to samo z siebie kiedyś znika, np, gdy się nie używa. Pewnie jest tu jakaś instrukcja obsługi. Nienawidzę instrukcji, lubię, gdy coś wychodzi samo. Weźmy np jakieś skomplikowane urządzenie. Podejdźmy do niego, bez instrukcji, załóżmy, że jest na prąd. Wtykamy wtyczkę w gniazdko, i patrzymy co się dzieje. No, zazwyczaj się coś zapala, jakaś kontrolka, byle nie czerwona. Naciskamy jakiś dzyndzel. Żyjemy. Śmiało, dotykamy innych przełączników. Coś jakby zaburczało, o a tam coś się poruszyło. Dźwięk, nagle się zmienia, okropnie dużo huku powstało. Reagujemy prostym łukiem odruchowym – wyciągamy wtyczkę z gniazdka, targając za kabel zasilający. No! Cicho mi, do cholery. Zastanawiamy się, gdzie u licha ciepnęliśmy tę cholerną instrukcję? Jest! Nawet obrazek dali, jakiś schematyczny. Czytamy od niechcenia, punkt pierwszy. A potem może i kolejne dwa. Juz wiemy prawie wszystko. Pomijamy te idiomy, które ktoś dziwacznie przetłumaczył z obcego na nasz. Mamy jeszcze w odwodzie, wersję instrukcji w "krzaczkach", arabskich, albo japońskich. No dobrze, na dziś, to już wystarczy. Nie mogę wyjść z podziwu, jaki jestem twórczy…