Jakoś tak się zrobiło chujowo, pod każdym względem, w obydwu światach. Do dupy jest także w tym trzecim, niezauważalnym na co dzień świecie – świecie wszystkich warstw świadomości. W przestrzeniach, gdzie chowa się człowiek, gdzie się kształtuje, gdzie analizuje i rozkłada na czynniki pierwsze swoje życie, gdzie wyciąga wnioski i obiera kolejne kierunki działania. Ten ‘trzeci’, ale podstawowy świat ludzkiego bytowania, dręczy mnie najbardziej. On dawał mi siłę do życia i realizacji ‘boskich’ wobec mnie planów, kolejnych wcieleń. Tam nigdy nie pozwalałem się ugiąć, ani stłamsić, wiedziałem kim jestem i w którym miejscu przestrzeni się znajduję. Tak, jakby ktoś przytkał źródło życiodajnej wody, jakby zabrakło nagle czynnika chłodzącego, jakby temperatura wzrastała bez ograniczeń, jakby zaraz moje ja miało się stopić i zamienić w bezpostaciową masę, potem kurczyć się i wsysać wszystko, jak czarna dziura. Czyżby zaczęło się odliczanie do chwili autodestrukcji? Nie widzę nawet sensu w tym, żeby działać, zapobiegać, ratować, przywracać. Nie wiem dlaczego, towarzyszy temu dziwny spokój, jakbym ja sam nic nie mógł z tym zrobić, a pozostało mi tylko czekanie na nieunikniony koniec. Nic do mnie nie wrzeszczy ze środka, nic nie pomaga, nie wyciąga dłoni, nie rzuca brzytwy. Wszystko zamilkło, skurczyło się i schowało, nie wiadomo gdzie. Wiem tylko, że jest gdzieś blisko w milczeniu i pogodzeniu ze mną. Jeżeli to coś, ma ręce, na pewno mu opadły, jeżeli ma oczy – przestały widzieć, jeśli jest obdarzone słuchem – ogłuchło, jak posiada układ nerwowy – przecięło obwód. Sam nie wiem na co, ale też poczekam, do jakiegokolwiek końca. Nie trzeba pytać o powód, bo ja go nie znam.