Motory życia…

<p class="MsoNormal" …

Mój constans, zjawia się nieregularnie, atakuje prawie znienacka. Wpija się pazurami i wypustkami, przeszywa na wylot mnie całego. Umiejscawia się w tułowiu i rozłazi jak robactwo we wszystkich kierunkach. Czasem próbuję walczyć, innym razem rzucam zadziornie uparte: JA albo TY. Znajduję wygodną pozycję i czekam, niby cierpliwie, niby beznamiętnie z kamienną twarzą bez wyrazu. A On siedzi we mnie, chyba bardzo mnie lubi, często zagląda mi w oczy i tak trudno Mu się ze mną rozstać. Jak dotąd, zawsze odchodził, po czasie, który sam wybrał za odpowiedni. Te nasze sesje to całe stadium walki. Myślę, że Ból jest mężczyzną, nie dlatego, że słowo, które go określa jest rodzaju męskiego. Wiem, jak sam bywam uparty, wiem, jak ON potrafi być uparty. Nie jestem w stanie powiedzieć, czy czas, w którym mnie nawiedza, jest odpowiedni, czy nieodpowiedni. On po prostu jest, może nawet stale jest we mnie i tylko czeka, kiedy mi dokopać, kiedy o sobie przypomnieć. I tak prowadzimy tę wzajemną walkę od lat…W miarę upływu czasu chyba się z nim „zaprzyjaźniłem”. Znamy się doskonale. Wiem, kiedy nadchodzi…powoli, delikatnie, cicho, jakby chciał mnie zaskoczyć. Ale ja z daleka czuję Jego nadejście i jestem przygotowany, czasem się rozmyśla, żeby po chwili wrócić szybko i boleśnie dziabie mnie w splot słoneczny. Może, to co piszę wydać się sprzecznościami samymi, ale ON taki właśnie jest, gdy tworzy ze mną symbiozę. Nieobliczalny wariat, bawi się ze mną złośliwie. A ja? Co ja z niego mam? Każda symbioza, to jakiś zespół wzajemnych korzyści. Ja, wiem, że nie jestem taki silny. On uświadamia mi, że może mnie złamać coś, co jest niewidzialne dla nikogo, coś co tylko ja mogę odczuć, prawie pomacać. Daje mi do zrozumienia, że NIC nie zależy tak naprawdę ode mnie. W każdej chwili, może mnie ugodzić rozpaloną włócznią. Mogę Go tylko zignorować.

„Weź tabletkę, weź tabletkę” – mówi ONA, starając się mnie przytulić. „Nie ma takiej tabletki” – myślę ja…A czy to w ogóle jest po sportowemu, połknąć tabletkę?  Spluwam w niewidzialną twarz Jego, i pokazując środkowy palec mówię: jeszcze nie tym razem, następnie wyciskam uśmiech nr 5 (słownie: pięć) i dodaję: wal się na ryj – Bólu.

Wygrałem, czy nie?

Autor: poltergeist666

Jestem zajebisty!

Dodaj komentarz