The human body exhibition.

<img style="display: …

Tuba

Do Galerii Fabryka w Krakowie, zjechała wystawa, o której było głośno jakiś czas temu. Będzie dostępna do 30 czerwca, pewnie się wybiorę, cena biletu, to tylko dwie flaszki wódki, jak powiedział mi Katon. Fakt, prezentowane prace budzą wiele emocji i kontrowersji. Artysta czy demon, profanujący ciała? Nie wiem co ludzi tak niezdrowo podnieca, przecież każdy z nas ma w sobie to, co pokazuje każdy eksponat. Modele podobno wyraziły zgodę na pośmiertną  obróbkę swych ciał. Tak, jak dawca podpisał papier, że zgadza się na oddanie narządów do przeszczepu, czy inny, który wyraził chęć, by po śmierci, jego doczesne szczątki służyły przyszłym lekarzom do nauki. Przyzwyczajeni jesteśmy do majestatu śmierci, którą celebrujemy dokładnie i długo, przedłużając w nieskończoność żałoby i wspomnień. Dlaczego nie budzi naszego obrzydzenia obieranie ze skóry pomarańczy, czy obgryzanie udka z kurczaka? Hodowla i ubój zwierząt, wydaje się nieodłącznym atrybutem przetrwania – człowiek tak działał od zawsze. Ale pieska już nie każdy gotów jest spożyć. Wydawało mi się, że większe kontrowersje wzbudziły te spreparowane ciała, niż wszelkie zbrodnie przeciw ludzkości, jakich dopuszczali się przestępcy na żywych ludziach, nawet ci działający w majestacie prawa – do dziś. Każdy słyszał o egipskich mumiach? No oczywiście! Rzec można, że różnoraka obróbka ciał ludzkich, nie jest pierwszyzną. Wszystko zależy od tego, co jest dopuszczalne w kulturze jaka nas ukształtowała, w religii w jakiej przyszło nam się wychować oraz jak nauczono nas odróżnianie dobra od zła. I znowu sprawdza się stara maksyma, że punkt widzenia, zależy od punktu siedzenia.



Czy Bóg się pomylił, a zegar tyka?

<img style="display: …

tuba

Czy Bóg, który stworzył świat (lub jakaś inna, nienaturalna siła, którą niewierzący ludzie próbują nazwać inaczej niż bogiem), miałby sumienie niszczyć swoje dzieło? Czy coś, stworzone przez boga, może być aż tak złe, aż tak nieudane, że stwórca miałby to niszczyć? Podobno jest nieomylny, a w obliczu zniszczenia swojego dzieła, zaprzeczałby temu twierdzeniu, przyznając się do swojego boskiego błędu. Może nie powinienem rozgryzać czy zrozumieć, a przyjąć jako aksjomat. Nie mogę, gdyż jestem człowiekiem myślącym. Ci, którzy wierzą w BOGA, uparcie przekonują, że mądrość, wątpliwość itp. jest właśnie jego darem. Czyżby chybił, obdarowując mnie nią? Nie przewidział, że drążył będę, w tłumaczeniu sobie różnych zjawisk i poszukiwał odpowiedzi na pytania? Dlaczego w swej boskości, nie przewidział, że to co żyje, stale się rozwija i ulega zmianom. Często są to zmiany cyklicznie się powtarzające. Weźmy taką Ziemię, popatrzmy na nią, jak na zjawisko przyrody, żywy twór, który się zmienia za naszą przyczyną, czy zgodnie ze zjawiskami zachodzącymi na Ziemi i przestańmy pierdolić o zwiastujących koniec świata kataklizmach, jakich jest coraz więcej. One zawsze były, są i będą, tyle, że mamy dziś do dyspozycji mnóstwo nośników informacji. Do tego stopnia, że jeśli na biegunie północnym, badacz puści bąka, to za pomocą ‘efektu motyla’, jaki rozdmuchują dziennikarze, na biegunie południowym i po drodze do niego, po pięciu minutach wszyscy o tym wiedzą. Mało tego,  wszyscy prawie są przekonani, że na biegunie północnym, miała miejsce katastrofa – wystąpiło toksyczne tornado, którego trasę już obliczają naukowcy z każdego zakątka świata. Po 10 minutach, znamy obraz zniszczeń, jaki będzie wywołany przez ten opisany kataklizm. Budujmy arkę przed potopem! Zboczeńców i psychopatycznych morderców, nazywamy zwierzętami. Ja nie znam zwierzęcia, które by zabijało z pobudek takich, jakimi kieruje się człowiek. Obwińmy więc Boga, że dał ludzkości taką możliwość, bo przecież sobie człowiek sam tego w głowie nie dorobił na boku i po kryjomu przed wszystkimi. Nie, nie wolno obwiniać Boga, bo to bluźnierstwo i grzech śmiertelny!  Bóg jest dobrem i miłością czystą, bezwarunkową, do każdej swej owieczki. Czy jest ona wielkim człowiekiem, czy małym, podłym robalem, który nosi w sobie śmiertelną dawkę jadu. Dlaczego więc mam się obawiać Boga, nosić w sobie bojaźń bożą? Przestańcie mnie straszyć Bogiem! Diabłem tez mnie nie straszcie, bo ja się go nie boję. Czytałem gdzieś, że w czasie Apokalipsy, Bóg posłuży się zastępami demonów, by ukarać człowieka. No proszę Was! Jaka w tym przebiegłość, wyrachowanie, cwaniactwo, interesowność po obydwu stronach barykady. Ale też dowód na to, że Bóg stworzył człowieka na obraz i podobieństwo swoje. Ileż to razy, człowiek posługuje się swoimi wrogami, by dopiąć celów, nawet tych szczytnych. Nie cofnie się przed niczym, bowiem cel, uświęca środki. Nie wiem jak Wy, ale ja widzę tutaj tylko manipulację paranoika, który to co mu pasuje, na siłę wciska w swoją układankę, by innym razem wywalić z niej, ten sam puzel wtedy, kiedy jemu tak właśnie wygodnie bo akurat teraz nie pasuje do układanki. Pisałem wiele razy, że każdy człowiek ma swojego boga i bogiem tym, może być wszystko. Nie wszyscy zaś potrzebują do tego by wierzyć: administracji, hierarchii ważności, flag, godeł, haseł, misteriów, siedzib, złotych cielców, przywódców czy innych rzeczy i przedmiotów, które często stanowią dla niektórych ucieleśnienie i dowód na istnienie Boga. Czasem bez tego wszystkiego, ludzie nie potrafią uwierzyć, ja nazywam ich ludźmi małej wiary. Modlicie się niektórzy, prawda? Żarliwie zaczynacie od pacierza i klepiecie bezmyślnie: ‘i nie wódź nas na pokuszenie’ – chciałbym wiedzieć, kto pierwszy zrobił przekład ‘słowa bożego’ w ten właśnie sposób. Uważam, że był to jakiś niedouczony w piśmie oczywiście, debil. To bóg wodzi mnie na pokuszenie?! Może, ale to nie jest mój bóg, może tylko Wasz tak właśnie się z Wami rozprawia.

Przestańcie mnie straszyć niekończącymi się końcami świata! Rozliczaniem mnie z moich uczynków, stawianiem przed ostatecznymi sądami, smażeniem w piekielnych ogniach. Nie groźcie mi bożymi palcami, bo Wam w końcu poodpadają. Jeżeli Ziemia, planeta Ziemia, mój dom i Wasz, kiedyś się rozpadnie, to będzie to naturalne działanie sił przyrody. Będzie to efekt reakcji łańcuchowej, jaka została zapoczątkowana dawno temu, gdy Wszechświat narodził się z chaosu i wychynął z którejś z czarnych dziur, wraz ze swoja supernową. Uściślę, że działania człowieka wliczam w etap reakcji łańcuchowej, która jak wiedzą naukowcy, nie jest do powstrzymania. Nie mieszajcie w to mojego BOGA, bo on nie jest niczemu winien.



Nie potwierdzam, nie zaprzeczam.

 

<img …

 

Tuba

Skąd się wziął Diabeł? Według ogólnej teorii, ‘zrodził’ się ze zbuntowanego Anioła, którego Bóg strącił do piekieł. Mamy Anioła, który to w jednej chwili staje się Diabłem – iście magiczna przemiana. Po której zostaje natychmiast zesłany w nowe miejsce zamieszkania. (Aniołem może zajmiemy się potem, przy jakiejś innej okazji). Znaczy to, że Najwyższy, piekło miał przygotowane, na wypadek jednostek buntowniczych, jakie mogłyby się pojawić w niebieskich szeregach. Mało tego, znał jego – Diabła – rodzaj gatunkowy, miał też dla niego nazwę własną, a może nawet definicję. Sprzeciw, Wysoki Sądzie, to są spekulacje!
Właściwie nie wiemy, kiedy powstało piekło i skąd się wzięło. Gdy Pan tworzył świat, niebo już było, albowiem zstąpił On z niego w celach stworzenia Ziemi. Nie ma natomiast wzmianki o tym, że przy stworzeniu świata zostało ono w jakiś sposób z niego wydzielone, wiemy natomiast, że było już gdy pierwszy banita został tam wysłany. Widać tu jednak wyraźnie, że każda władza, każdy system ma przygotowane miejsce powiedzmy odosobnienia, izolacji, czy tam internowania osobników, którzy nie zgadzają się z ogólnie przyjętą linią – nie powiem, że partii, choć to się kojarzy jako pierwsze.  Możecie na mnie napadać, że nie czytałem uważnie Pisma Świętego. Ja nie czytałem go wcale, jedynie fragmenty, dlatego moja teoria może mieć luki.  W sumie do każdej teorii można się przypieprzyć. Weźmy taką Kopernik, gdy dawno temu wyskoczyła z rewelacją, że to Ziemia Matka, kręci się wokół Słońca, a nie odwrotnie. Takich przykładów, gdy najgłupsza według aktualnie ówczesnych mędrców teoria, w przyszłości zmienia się w niezaprzeczalny i udowodniony fakt, na przestrzeni wieków mieliśmy wystarczająco dużo, by tworzyć własne analogie zjawisk.
Skąd wzięło się to ‘zło’, jakie zagościło w pierwszych buntownikach? Bo jakim sposobem zakiełkowało w Adamie, gdy kretyn zakosił zakazane jabłko z tego rajskiego drzewa, to wiemy wszyscy. Dla przypomnienia nadmienię, że to ta żmija Ewa, ta jaszczurka, która zwiała z puszki Pandory, kazała mu. No chyba nikt nie sądzi, że stworzył go sam Bóg? Po co miałby to robić? A może zło było wcześniej, przed Bogiem i dobrem. Skądinąd wiadomo, że każda trucizna ma antidotum, każdej akcji, towarzyszy reakcja i nie istnieje na świecie nic, co nie miałoby swojego antagonisty. Dla mnie to bardzo logiczne, bo gdyby tak nie było, ten świat, jaki znamy, nie utrzymałby się w kupie przez ułamek sekundy. Proste prawa fizyki, dawno temu w czasach, gdy Fizyka nie była jeszcze zdefiniowana (a Bóg tak),  nazywane były prawami boskimi.
Ile jest Diabłów w naszym wymiarze, i światach równoległych? Czy Diabły się rodzą, skąd właściwie te ich rzesze się biorą? A może ich liczba ustaliła się na pewnym poziomie wieki temu i jest niezmienna do dziś? To samo dotyczy Aniołów, choć one mogą się brać z dusz dobrych ludzi, gdy te opuszczą doczesną powłokę. Nigdy zaś nie słyszałem, by po śmierci jakiegoś ‘złego człowieka’, ktoś mówił, że wzmocniły się szeregi Diabełków, bo ten zbój został np. stracony. Mówi się natomiast, że trafił do piekła skazany na wieczne potępienie.
Mylicie się, że sprawa jest prosta: czarne, albo białe, dobre, albo złe, piekło, czy niebo. Jest jeszcze stan pośredni, który nazywamy czyśćcem. Właściwie to tez nie wiadomo, gdzie to miejsce się znajduje i kto do niego trafia, a kto prowadzi klasyfikację. Nie wyobrażam sobie też, czemu to miejsce tak naprawdę miałoby służyć. A kiedy pomyślę o sztabie istot, które miałyby dokonywać selekcji innych istot, to wybaczcie, ale wymiękam. Rozbudowany aparat wymiaru sprawiedliwości, podparty kodeksem dobra… No chyba że wszystko odbywa się jakimś cudownym automatem, przy użyciu pradawnej maszynerii, czegoś w rodzaju perpetuum mobile, które raz wprawione w ruch, w czasie prapoczątków wszystkiego, działa do dziś i działać będzie do skończenia świata i jeszcze kilka dni dłużej.
Powiem Wam na koniec: Strzeżcie się, albowiem układ równań z tyloma niewiadomymi, nie zawsze da się rozwiązać w sposób prosty i jednoznaczny, a czasem jest w ogóle nierozwiązywalny. 



Przesłanie na nadchodzący rok 2012.

<img style="display: …

ΑΩ

Nie dzieje się nic, zwyczajne, kończy się kolejny rok. Pierwszy i ostatni rok 2011, naszej ery. Podobno gdzieś w całkiem niedalekiej przyszłości, kończy się kalendarz Majów. Nasz, ten, wg którego żyjemy, nie kończy się nigdy. Jest wieczny, jak ciąg liczb, po którym możemy się poruszać w każdą stronę, skakać po wydarzeniach, jak po kamieniach wielkiej rzeki. Wystarczy tylko pamiętać. Nasze małe podróże w czasie jaki minął z naszym udziałem. Wielu chciałoby zapędzić się w przyszłość, odgadnąć już dziś, wydarzenia, jakie będą miały miejsce w przyszłości – od wieków fascynuje to ludzi tak, jak nierozwikłana zagadka nieśmiertelności. Czasem myślę, że każde spojrzenie, każda ciekawość i zjawisko, jest sprawą dobrze ‘ustawionej’ definicji. Tak samo jak np. przemijanie. Przemijali przed nami, przemijać będą i po nas, jak każdy mamy swój czas ograniczony w kalendarzu dwoma datami. Jedną znamy i pamiętamy o niej stale, druga jest dla nas zagadką. Mam siostrę, rodzoną, wychowaliśmy się pod okiem naszych Rodziców, pod jednym dachem. Dziś mamy swoje dachy i swoje dzieci, a one dalej będą rozgałęziać ten nasz konar wspólnego drzewa. Wnuki wnuków naszych dzieci, mogą się w ogóle nie znać i nigdy nie usłyszeć o mnie, ani o mojej siostrze, a przecież my, spędziliśmy obok siebie całe nasze życie, będąc tzw. najbliższą rodziną. Geny nasze rozmyją się w mejozotycznych rozgrywkach naszych i dobranych chromosomów, aż w końcu, może kiedyś, drogą licznych mieszanek, roszad i szarad, powstanie ktoś identyczny mnie, lub mojej siostrze. Tego nie można wykluczyć, ale czy to oznacza, że kiedyś mogę się odrodzić? Mogę, tylko po chuj mi ta nieśmiertelność i wieczne powstawanie z prochów. Ufam, że narodziłem się teraz po to, by spełnić określona malutką rólkę w dziejach wąskiej grupy ludzkości, jaka nie figuruje ani na plakatach, ani w kartach Wielkiej Historii. Nie znaczy to jednak, że nie jestem potrzebny. Tego Wam właśnie życzę w nadchodzącym roku. Obyście byli komuś potrzebni i wcale nie jako wielcy ludzie historii.

 



O jeden blog za daleko, czyli co?

 

 <img …

 

 jpgjpgjpg

 

No i tak. Urodziny żem sobie zakonspirowała, a Ciebie, pod lufą wirtualnego pistoletu zmusiłam do milczenia na rzecz wyżej wymienionych. Oczywiście – nie posłuchałeś i oczywiście – puściłeś mi zawoalowane oczko, po którym nikt, ale to zupełnie nikt /faja/ się nie zorientował. Uwielbiam Cię za to. Uwielbiam, ubóstwiam i wszystkie inne synonimy. /Synonim, to figura stylistyczna, z tych 21 stron, wiesz? :P/ A teraz piszę sobie bez motywu przewodniego, gdyż mam ochotę postukać w klawisze. Bo tak. I niech se gadają, co chcą. Zawsze, kiedy mnie najdzie taka ochota – wezmę i postukam. Bo lubię. Męski blog? Oczywiście. Taki sam, jak rok, dwa, trzy i dalej temu. Ja zaś jestem dopełnieniem mężczyzny, więc jak najbardziej, jestem tu na swoim miejscu. Piszę do siebie, nie gwoli wyjaśniania czy tłumaczenia, gdyż lubię czasami pogadać do siebie. O czym zresztą dobrze wiesz. Lubię tu być.

Ha! Tak naprawdę, to utknęłam w dygresji, bo wzmianka o dwudziestym pierwszym listopada, miała być tylko pretekstem do wykonania pewnego ruchu. Bez uzgodnienia z Tobą, ale wiem, że mogę tu wszystko, więc pozwolę sobie skorzystać z tego prawa :) :* Dlaczego natchnęła mnie ta data? Bo: piosenka, rozmowa nocna i życzenia.

Od jakiegoś czasu, bardziej długiego, niż krótkiego, rozmawiam czasami wieczorami z pewną osobą. Kobietą, żeby było jasne. I to kobietą, która onegdaj bywała tu wcale niesporadycznie, a potem – wskutek różnego rodzaju zawirowań, zniknęła z widoku, ale nie zniknęła z sieci. Wyjaśniłyśmy sobie pewne sprawy, zaszłości, doszłyśmy do wniosku, wspólnego, czym /a raczej kim/ były one spowodowane, nawiązałyśmy porozumienie ponad podziałami – póki co jeszcze dość kruche, bo nieufność obustronna robi swoje. Pewnie jeszcze dużo wody upłynie, zanim się ono umocni, a być może nie umocni się nigdy, ale chciałabym, aby tu wróciła. Tu i tam. Chociaż akurat „tam” bywała rzadko. I w ogóle.  Osobiście, nie mam do niej żadnego żalu, gdyż doskonale znam motywy niegdysiejszego postępowania, wcale mi nieobce. Nie rozpatruję tego nawet w kategorii winy, na zasadzie „kto zawinił bardziej”, gdyż był to po prostu zbieg niewłaściwych okoliczności i znalezienie się w niewłaściwym miejscu, o niewłaściwej porze. O jeden blog za daleko. A przecież – tak naprawdę – nie miałyśmy powodu, żeby się zwalczać. Może po prostu jesteśmy zbyt podobne?

Teraz to nieważne. Było – minęło. Wszyscy popełniliśmy błędy, wszyscy dostaliśmy nauczkę. Lekcja odrobiona, można się uczyć dalej.

Te, konspiratorka. Wyłaź z ukrycia, bo nikt Cię tu nie zje. Daję Ci trzy – cztery dni, bo tyle czasu przewiduję na zmobilizowanie Pokera do napisania nowej notki.

 

List otwarty.

<p style="text-align: …

todotodotodo

 

Kochani donosiciele i donosicielki,

Ponieważ  moja wrodzona kultura osobista, klasy – jak wiadomo – Q,  równie wrodzone poczucie taktu, a także nabyta wyjątkowość i delikatność /że o czułości nie wspomnę, ale czułość chowam na inne okazje/ nie pozwalają mi tak od razu powiedzieć “spierdalaj”, to postanowiłam tu, w tym miejscu, wystosować do Was apel. Apel dotyczy mianowicie tego, że moglibyście/mogłybyście dać już sobie siana w kwestii usilnych prób skłócenia mnie z Pokerem. Nie dacie rady, gdyż naszego układu atom nie ruszy, a co dopiero takie gąski i gąsiorki. Wielu próbowało, na różne sposoby próbowało, nikomu się nie udało i nikomu się nie uda, gdyż bo tak.

Bardzo też proszę o nieotwieranie mych oczu przecudnie zielonoszmaragdowych na jego osobę, ani też o nieprzestrzeganie mnie przed nim, gdyż mam to głęboko w nosie, a także w innych częściach ciała. Jestem za duża, żeby mnie wychowywać i wskazywać na podłość gatunku męskiego i jego wybranych przedstawicieli.  Wzrusza mnie Wasza troska o to, co będzie, o to,  jak będę kiedyś przez niego potraktowana  i moje wzruszenie niech Wam wystarczy, możecie się nim pokarmić, jeśli taka Wasza wola. Znam Pokera lepiej, niż siebie, znam jego liczne zalety i nieliczne wady, wiem o nim to, co powinnam wiedzieć, a nawet wiem to, czego nie powinnam. Akceptuję go w całości, z całym dobrodziejstwem, że się tak wyrażę, inwentarza, jego przeszłością, z zaszłościami, i żadne słowa tego nie zmienią.  Darujcie więc sobie wysyłanie maili, skanów, kopi rozmów, spreparowanych, czy też niespreparowanych, wszystko mi jedno, bo szkoda Waszego cennego czasu, a czas to pieniądz. Skończcie z marnymi prowokacjami, bo prowokować też trzeba umieć. Zajmijcie się w zamian pielęgnowaniem własnych, podpupadających związków, idźcie na spacer, ugotujcie coś, znajdźcie sobie kogoś, dla kogo będziecie całym światem, to trudne, ale nie niemożliwe, uwierzcie. Na dłuższą metę życie cudzym, w tym wypadku naszym życiem, jest przyczyną wielu groźnych chorób. A za Wasze leczenie zapłacimy potem z naszych podatków. Ja wolę na drogi, niż na wyciąganie Was z paranoi.

Łapy precz od Pokera.  I jęzory, te parszywe, też precz.  A ode mnie , starym zwyczajem – na trzy chuje w bok. Ładniej brzmi, niż “spierdalać”, prawda?

A teraz kurtyna.

Nie, nie i jeszcze raz nie i wszystko na nie.

 

 
 
 
djarumdjarumdjarum
 
 
 
 
Nie nastawiać się. Nie odliczać. Nie czekać dokładnie, tylko czekać w przybliżeniu. Nie planować. Nie wypatrywać. Nie wyglądać przez okno. Nie robić awantur w instytucjach. Nie wyżywać się na urzędnikach. Nie wkurwiać się na cały świat. A z drugiej strony, dlaczego nie, skoro świat czyni nam na przekór?
Nie robić porządków w torebce.
Cieszyć się dopiero po fakcie, nigdy przed.
 
Cholera żesz jasna! 
 
No to dalej brniemy w „nie”.
 
Nie cierpię wtorków. Jeśli chodzi o środy, to jeszcze nie wiem. Nienawidzę, kiedy coś nie zależy ode mnie, kiedy nie mam wpływu na to, co jest dla mnie ważne. Nie znoszę czekać. Nie cierpię, kiedy czas płynie za wolno, ani kiedy płynie za szybko.
Drażni mnie, kiedy ktoś mi mówi, co ja. 
Wkurwia mnie wszelka opieszałość.
 
Nie potrafię funkcjonować w klimacie umiarkowanym. Umiarkowana spokojność działa na mnie, jak płachta na byka. Jak mój nick’n’avatar na palanta nad palantami. Jak moja obecność na Ambajach na niektóre kretynki.
 
Dobra, Charmee. Weź głęboki oddech i przestań desperować. Szukajcie, a znajdziecie /gdzie jest mój kolczyk, w takim razie, ten amuletowaty?!/, czekajcie, a się doczekacie /taaaaa, właśnie dziś miałam na to przykład/, proście, a będzie wam dane /nie cierpię prosić, a już na pewno – nie dla siebie/.
 
I nie cierpię marudzić.
 
I wiedzieć, że marudzę, też nie cierpię.
 
Idę se zapalić LM-ka, chociaż wolałabym Djarumka.
Jak zwykle, zamiast.
W aptece też kupiłam zamiennik, bo oczywiście tego, co było zapisane NIE było.
Tylko nie, nie i nie.
 
I obrazek też się nie chciał wstawić, oczywiście.
 
 
 
 

Jak wizjoner.

<img style="display: …

tuba

Jak każdy wizjoner, miałem wizję, która dotyczyła zbliżającego się końca świata, jaki nastąpi  w Polsce, tuż przed wielkim otwarciem Euro 2012. Widziałem walące się stadiony, rozkopane fragmenty autostrad i niekończące się na nich korki. Widziałem wstyd w oczach milionów Polaków i kpiące uśmieszki na ustach gości. I te szepty: wstyd, wstyd, wstyd. Następnie znalazłem się w wielkim gmachu, całym w marmurach, gdzie przy nakrytym zielonym suknem stole, siedziała Wielka Komisja d/s wyjaśnienia przyczyn zaistniałej sytuacji. Komisja, mająca na celu najpierw polowanie, następnie topienie, wieszanie i palenie oraz inne tortury na osądzonych czarownicach. Od zarania dziejów, wiadomo, że wszystkiemu winne są czarownice. Spojrzałem na osobistości, jakie zasiadały za zielonym stołem. Zapytajcie, kogo tam NIE było? Widziałem kolorowych błaznów, clownów z cyrku, głośno śmiejące się damy i skaczących sobie do gardeł facetów w czarnych garniturach. Główne jednak miejsca zajmowali: Szymon Majewski ze swym orszakiem  i Kuba Wojewódzki ze specjalnymi gośćmi, których nie udało mi się zidentyfikować. Całkiem z boku, w specjalnie wydzielonym fragmencie sali, otoczony białymi ramami, stanął mim, Ireneusz Krosny i komentował wydarzenia w wersji dla niesłyszących. Przemknął mi także Kabaret Ani Mru Mru, z mikrofonami i kamerami w rękach, jak także Kabaret Moralnego Niepokoju. W tle, dało się słyszeć Grupę MoCarta.

Niestety, albo i stety, Tak samo nagle, jak się pojawiła, wizja moja zniknęła mi z oczu. Nie wiem, jak się to skończyło…



 



Crazy entropia.

<img style="display: …

tuba

Zawładnął mną chaos, wszędobylski, natarczywy, nie dający się ujarzmić. Pochłania mnie, jak gąbka pochłania wodę i syci się moim zagubieniem. Potem jak mucha, opluwa mnie enzymem i trawi letnią gorączką. Zamieniam się w piane, jak umierająca syrena i próbuję wszystko wokół wyciszyć. Na drzwiach wieszam tablicę z napisem: ‘WCHODZĄC TU, PORZUĆ NADZIEJĘ NA ZNALEZIENIE CZEGOKOLWIEK’. No nic, dziś można się upić, w końcu nastał łykend. Zaczynam oswajanie Entropii.    

 



Biblia Szatana – opus 1.

<p style="text-align: …

***

Pierdolę wojny narodów. Bitwy w kisielu i cudze opinie o innych. Mam własne wojny, własne opinie. Uczę się, obserwuję, wyciągam wnioski. Mylę się, przegrywam i staję się mądrzejszy i starszy. Starzec z siwą brodą, obrazuje mędrca – to tak obyczajowo, jak starszyzna rodu, jak grupa trzymająca władzę. Pierdolę również władzę z jej ustawami i kanonami obyczajowymi. Walą mnie normy przyzwoitości, ustanawiane przez aktualna władzę, która pochodzić może od mafii. Jednostronny kodeks postępowania, przy podwójnej moralności. Brzydzą mnie układy, układziki, dziś ten, jutro tamten na piedestale. Pierdolę rankingi popularności. Jebią mnie opinie innych o mnie. Ja wiem, jaki jestem i to mi wystarcza do tego, by żyć i móc patrzeć w lustro, bez obrzydzenia. Pogardę zamieniam na obojętność. Chamstwo ignoruję. Głupotę omijam szerokim łukiem. Tylko ta upierdliwa gorycz w ustach i poczucie bycia między młotem własnych ‘ideałów’, a kowadłem oczekiwań innych wobec siebie. Bilans jest konieczny, ale i tak wiem, jaki będzie wynik. Jebany kompromis. Czekam z utęsknieniem na tę Pannę z Kosą, bo wierzę, że ona rozwieje wszystkie moje dylematy, czyniąc mnie wolnym od wyborów w obszernym zbiorze konwenansów. Niestety za winklem, czai się Murphy.  Uwodzi on moją wybawicielkę, bo doskonale wie, że wyrwanie jej z jego ramion, oznacza dla mnie niesportową grę. Dotrwam do końca, a prana doda mi sił. Wszystko ma ustalony czas i porządek. Nikt też nie wie, jaka twarz skrywa się pod kapturem Śmierci.

 

 

Gwiazdka 2010.

<p style="text-align: …

***

 

Ja, ‘spec’ od skłania życzeń wszelkich, porywam się na złożenie Wam – drodzy moi Czytelnicy życzeń świątecznych. Nie wiem, kto mnie czyta, dopóki nie zostawi śladu w postaci komentarza, ale przecież nikt nie musi komentować, nie ma takiego obowiązku. Czego mam Wam życzyć, ludzie plątąjący się po blogach? Ludzie zaplątani w sieci? Uniwersalne życzenia zdrowia, pogody ducha, pieniędzy i beztroski? Wiecznej młodości, spełniania marzeń, dystansu do świata? Co mogę wiedzieć ja, chwilowy byt w przestrzeni realnej i jeszcze bardziej chwilowy w przestrzeni wirtualnej. Skąd mam znać odpowiedzi na pytania, czego Wam trzeba, by właśnie tego Wam dziś życzyć? Nie zawsze jest zajebiście, czasem jest do dupy, a nadziei każdy szuka u własnego Boga. Jeżeli Bóg Twój, nigdy się nie narodził, nadzieję znajdziesz w sobie, bo w kim innym? Kto czuje lepiej niż Ty sam, to, co Cię dotyka? Nie jest grzechem mieć pragnienia, grzechem jest je nie spełniać.

 

 

Inżynieria mechaniczna, częściowo.

<p style="text-align: …

बब

Zginanie:

Maksymalne naprężenie normalne w przekroju poprzecznym wynosi:

σ Max = Mg/Wg  

Gdzie:

σmax – maksymalne naprężenie normalne

Mg – moment gnący

Wg –współczynnik wytrzymałości przekroju na zginanie, którego wartość zależy od rozmiaru i kształtu przekroju elementu.

Zgodnie z hipotezą wytężeniową naprężenie musi spełniać warunek:

σmax < kg

Gdzie: kg – dopuszczalna wytrzymałość na zginanie

Ścinanie:

Naprężenie tnące (ścinające) w przekroju wynosi

 τ = F/S

gdzie:

τ – średnie naprężenie tnące,

F – siła zewnętrzna tnąca,

S – pole przekroju poprzecznego.

Zgodnie z hipotezą wytężeniową naprężenie musi spełniać warunek:

 τ<kt

gdzie kt — wytrzymałość na ścinanie.

Oprócz wymienionych sił, na ciało może działać jeszcze wiele, wiele  innych sił i czynników. Doprowadzają one do zmęczenia materiału, co w konsekwencji prowadzi do zniszczenia jego struktury. Wszelkie właściwości sprężyste i plastyczne zanikają. Zniszczenie najczęściej jest nieodwracalne. Materiał zaś, nadaje się tylko do wyrzucenia lub przetopienia. To coś w rodzaju biologicznych przemian, gdzie aminokwasy organizmu obumarłego, są budulcem dla innych organizmów. Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz.  

 

 

O Mamie.

<p style="text-align: …

nie moja to Matka

Jestem już za stary, za dojrzały, zbyt odpowiedzialny i samodzielny, by biec do Ciebie, Mamo, z problemami z jakimi borykam się już od jakiegoś czasu. Nie rozwiążesz ich, muszę to zrobić sam. Zbędnym jest więc, zatruwanie Ci życia. Tak dawno wyszedłem spod Twoich skrzydeł, że nie pamiętam już siebie, z tamtych młodzieńczych lat. Wygląda na to, że jestem całkiem innym człowiekiem. Cóż pozostało we mnie z Twoich nauk? Z nauk, jakie wpoiliście mi z Ojcem. Jestem nie na dzisiejsze czasy, nie umiem rozpychać się łokciami, ani po trupach dążyć do celu i zazwyczaj ustępuję miejsca innym. Obserwuję świat i ludzi wokół siebie, wyciągam wnioski i stwierdzam, że to wszystko kiedyś pierdolnie z hukiem, a ja będę stał i patrzył jak się wali, z kamienną, pokerową twarzą.

Mamo, im mniej wiesz, tym jesteś zdrowsza. Życzę Ci dużo zdrowia i różowych okularów, przez które rzeczywistość wygląda pięknie, być może tak, jak za Twoich młodych lat.

 tomek

Eh, człowieku…

<p style="text-align: …

Fot. Maciej Biedrzycki

Jakoś dziwnie, niecodziennie, dookoła flagi biało-czerwone z czarnym kirem. Ta, która wisi na moim balkonie, zamyka i otwiera pewien krąg. Gotuję obiad, życie toczy się dalej. Pomiędzy prozaicznymi czynnościami, spoglądam w TV. Dużo tego, wszędzie. W Krakowie jest piękna pogoda, świeci słońce, ciepło, a niebo jest niebieskie, tylko odrobinę przymglone. Mój Kraków jest dziś cichy, skupiony, poważny, wyczekujący. Nie ma mnie w tłumie, nie ma mnie w epicentrum wydarzeń, jestem we własnym domu. Izoluję się od głosów na tak i od głosów na nie – milczę, rozumiem. Z Nich wszystkich, osobiście znałem tylko jedną osobę, jeszcze niezidentyfikowaną – to był mądry obywatel i przyzwoity człowiek. Staram się wczuć w to, co czują Ich bliscy, bo Naród zawsze był podzielony i wrzeszczał swoje racje. Precz Narodzie, zamilcz, obyś nie musiał się potem wstydzić swoich słów! Cisza jest najbardziej wskazana. Gdy upłynie trochę wody w Wiśle, zanim minie ona Kraków, dotrze do Warszawy i w końcu do Bałtyku, a stamtąd rozleje się na cały świat, emocje opadną a fakty przejdą do historii. [*]

 

Who is TROLL?

<p style="text-align: …

Trollom moje stanowcze: spierdalaj!

Troll to zjawisko występujące nagminnie na blogach i forach dyskusyjnych. Znalazłem artykuł, który je doskonale opisuje, zachęcam do przeczytania. Od siebie, chciałbym dodać jeszcze, że przykładowy troll zazwyczaj:

– dowodzi, jakim jesteś ignorantem

– doszukuje się wszędzie swoich praw, najczęściej na twoim blogu

– skoro jest to blog otwarty, ma prawo na nim nasrać

– skoro nie zamknąłeś komentarzy, musi skwapliwie skorzystać z prawa, nie przywileju komentowania

– czepia się słówka tak długo, aż go wygonisz ze swojego bloga

– jeśli takiego wygonisz, będzie siedział wieczność, gdyż sądzi, że robi ci tym na złość

– upierdliwie chce dyskutować nie o notce, a o tobie i wygarniać ci jaki jesteś, podpierając to wątpliwymi dowodami

– staje się obrońcą innych trolli,

– nie dyskutuje, nie przedstawia swojego zdania, na temat podjęty w tekście, a nieustannie tworzy twój portret

– zarzuca ci nietolerancję i to, że jesteś niemiły dla tych, którzy są innego zdania, niż ty sam, nie widząc, że notka nie jest o tobie, a o jakimś innym zupełnie zjawisku

– o czym byś nie napisał, zawsze krytykuje nie treść, a ciebie

– jego głos, nie ma na celu polemizowania z twoimi poglądami, a wywołanie kłótni i zrobienie z ciebie debila

– jedyną zasadą, jaką się kieruje, jest jego prawo, do tego, by wejść do ciebie i ci przysrać, natomiast ty nie masz prawa się bronić, bo jesteś chamem

– łazi namolnie tam, gdzie go ewidentnie nie chcą

– wszczyna wojny z każdym, kto śmie być zgodnym z twoimi poglądami, a nie jego

– jeśli mu odpowiesz, to nie odpuści

– jeśli mu nie odpowiesz, także nie odpuści

– będzie wymyślał coraz to durniejsze argumenty i szyderczo cieszył się, że zdenerwował wszystkich

– będzie wrzeszczał w niebogłosy o swoich prawach na twoim blogu i negował wszystko, co tylko napiszesz

Można mnożyć przykładowe zachowania trolla. Można poczytać komentarze, nawet na tym blogu. Można zrobić, co się chce i można nie robić nic.

 

 

Bez czucia.

<p style="text-align: …

tuba

Podobno – jak niesie porzekadło ludowe, swiatłoćmiące – mądry głupiemu ustąpić powinien. A co wtedy z biblijnym: oko za oko, ząb za ząb? Powinienem powtórzyć za J.S. – szkoda plomb! I jak Kuba bogu, tak bóg Kubie. Jest jeszcze inna, powtarzana kwestia, że chamstwu, należy się przeciwstawiać siłOM i godnościOM osobistOM, ze szczególnym uwzględnieniem siły. Przyznam się szczerze, że pogubiłem się w skrajności tych powszechnie znanych przekazów. Intuicja nabrała wody w usta. Kultura zatyka uszy. Dobre wychowanie przymyka powieki. Jak te trzy małpy, z których czytamy: nic nie widziałem, nic nie słyszałem, nic nie mówiłem. Znieczulica społeczna, jaka trawi nas wszystkich, kłuje codziennie oczy. Nikt nie przeciwstawi się bandziorowi, gdy wybija wystawę sklepową i kradnie towar, uciekamy w popłochu. To nie mój cyrk, nie moje małpy, nie moja sprawa. I tak, chamstwo wszechogarniające rośnie w siłę, czując się bezkarne. Przy okazji chamskich wyczynów, pojawia się inny rodzaj podłości. Prawy w swoim mniemaniu człowiek, szlachetny i pouczający wszystkich w kwestii dobrych manier, korzysta z okazji i dołącza do ‘dyskusji’, załatwiając przy okazji swoje porachunki. Ja to rozumiem, bardzo jest to dla mnie do pojęcia. Nie rozumiem tylko, dlaczego jednego ‘jebaniutki’, jest żenujące, niesmaczne, chamskie, piaskownikowe itp., natomiast potępiającego ’odjebaj się’, jest na najwłaściwszym miejscu, najracniejsze i należało się. I potwierdza się stara zasada, że punkt widzenia, zależy od punktu siedzenia. Tak było, tak jest i tak będzie, nie zmienię tego ani ja, ani nikt inny. To życzę miłej reszty wieczoru, jutro znowu poniedziałek. Facet w radiu mówił, że jesteśmy jednak w etapie globalnego ocieplenia. Spoglądam na termometr – zimno jak jasna cholera. Zapnij porządnie koszulkę, bo mi zimno czegóś.

 

P.S. Wiem, że nie powinienem tu poruszać TAKICH tematów, gdyż niektórych to może drażnić. Nie powinienem poruszać żadnych tematów. Ale poruszyłem. I co?

 

 

Prowokacje, fascynacje, damsko-męskie akrobacje.

<p style="text-align: …

na widelcu

 

Zacznę brzydko: ja pierdolę! Siedzę już trochę w blogosferze. Na tyle długo, by rozpoznawać pewne schematy, które się tutaj dość często powtarzają. Niekoniecznie na moim blogasku, u mnie są sporadyczne. Jest ich dużo np. u Procesa, opiszę najbardziej znaczące, w sensie dające się od razu wychwycić.

  1. Zaintryguj się mną.

To schemat jeden z najczęściej obserwowanych. W tym przypadku, nie ma mowy o ‘przypadkowości’. Trafia ktoś na jakiś blog i pisze, że jest nowy, że się zatrzyma na chwilę, że autor pisze ciekawie, że chciałby go poznać bliżej. Następnie błąka się taka, po wszystkich blogach delikwenta, mając nadzieję być dostrzeżoną. Tropi ślady, niucha, wącha i komentuje. Każdy komentarz jest bardziej głęboki intelektualnie od poprzedniego. Aż w końcu – co jest naturalne – głębia takiego komentarza dochodzi do samego dna. Pisze do gościa maila. Jeżeli gość jest naiwny, to oczywiście odpisze w tonacji, jaką obrała fanka. Sądzę, że czasem dochodzi do wymiany mailowej. Kiedyś, dawno temu, sam chciałem być grzeczny i odpisałem na takiego maila, wciskając komuś osobowość znaną mi z blogów. Od dawna tego już nie robię.

  1. Popatrz, jaka jestem wspaniała.

Kolejny punkt rwania, bo nie jest to nic innego, jak nachalne rwanie, to założenie blogaska, w którym autorka w każdym nieomalże zdaniu, nawiązuje do osaczanego Nicka. Odmienia jego login przez wszelkie możliwe i niemożliwe przypadki, żeby tylko zainteresować sobą. Zazwyczaj blog taki, jest przeintelektualizowany, ale być może ja się na blogowaniu nie znam. No bo jakże można sądzić inaczej, gdy widzi się tę samą, albo uderzająco podobną tematykę, jednakże opisaną w sposób o wiele bardziej smętny i mdły?

  1. Sprowokuję cię!

Prowokacja, jest jedną z metod podrywu blogowego. Jeśli autor opiera się, nie zauważa cie, omija gdzie się da, albo jest zwyczajnie spuszczający cie po brzytwie, wchodzisz i zygasz do autora, udajesz bidulkę pomijaną w odpowiedziach, pozostawioną z mailami, na które nie odpisałeś. Wtedy to, przystępuje taka Pani do ataku. Wnikliwie odrobiła pracę domową i o ‘obiekcie’ wie kurwa mać wszystko, a nawet więcej. Uruchamia swoje myślenie, próbuje łączyć fakty i fikcje i rzuca nimi na ogół tak, aby wyglądało, że jesteś z nią cholernie zaprzyjaźniony. To jest bardzo ważne, by ci, którzy piszą u ciebie od dawna i znasz ich np. z czata, albo z rozmów na privie, uwierzyli, że pojawiła się ONA, ta jedyna i najważniejsza. Nie wiem, jak na innych, ale na mnie to nie działa, mnie się chce śmiać, nic więcej.

  1. Zgadnij, jak się nazywam.

Nie, no tego nie zgadniesz nigdy, szanowny autorze. Dlaczego? Ano dlatego, że jeśli się opierasz, to atakuje Cię taka Dama na różnych, coraz to wymyślniejszych loginach. A nuż na któryś się załapiesz, jakiś cię trafi, w samo serce, czy tam w któryś ze zwojów mózgowych. Osobiście, nie wierzyłem, nie wierzę i nie uwierzę w przypadki tego typu na blogach. Owszem, zdarzają się takie przypadkowe wejścia i zostania, ale brzmią one zupełnie inaczej. Nie ma w nich patosu, udawania, sztuczności i tego znamiennego paradowania z gołą dupą po wybiegu. A dupa ta wrzeszczy: bierz mnie, jestem twoja! Aż się chce powiedzieć: wybieram sam i nie na targu próżności.

***

Mógłbym wymienić tutaj więcej takich zachowań, ale mi się nie chce. Dramatyzm zawsze mnie nudził i śmieszył, a w szantażowanie nie wierzę. Nie wiadomo jak z takimi postępować. Co nie zrobisz, to źle. A najgorszy stajesz się gdy olewasz. Okazujesz się największym chamem blogosfery, przypisują ci cechy, jakich nigdy nie posiadałeś. Ale w sumie to dobrze, kobiety kochają takich wstrętnych zimnych drani, co nie?

Osobiście wolę starych, sprawdzonych znajomych, z którymi można kraść konie i robić inne zakazane rzeczy, a co najważniejsze, można się z nimi pośmiać i pogadać, bo dla mnie o to tutaj chodzi. Ale każdy robi tak, jak lubi i szuka tutaj czegoś innego dla siebie. Powodzenia.

 

Koniec pewnego etapu.

<p style="TEXT-ALIGN: …

nie dzieje się nic

Internet:

Tutaj jest o tyle dobrze, że nikt nic nie musi, jeśli nie chce. Nie muszę i ja, niczego nie muszę i już nie chcę. Wszędzie jest taki przycisk, którym można wszystko skończyć, zamknąć, pogrzebać. To jedyna wyższość netu, nad tzw życiem realnym, którego tak szybko zamknąć się po prostu nie da. Wspólne blogowanie, znudziło i zniesmaczyło mnie na tyle, że postanowiłem z nim skończyć raz, na zawsze. ‘Zawsze’ to jednak cholernie długi odcinek czasu. Niniejszym, chciałbym podziękować tym, którzy byli ze mną do końca, szczególne podziękowania, składam na ręce Eliot. Wiem, że Jej tamtego bloga będzie brakowało najbardziej, gdyż Ona tamten blog lubiła naprawdę. Myślę jednak, że wybaczy i zrozumie moją decyzję. Dziękuję też Ali, która pomimo oporów, jednak została do końca w tzw adminach. Z tą ‘wielką’ decyzją o zamknięciu poltergeista666, miotam się już od jakiegoś czasu. Uważam, że to dobra decyzja, co za dużo, to niezdrowo. Tyle, w kwestii wyjaśnień, których być może ktoś jest ciekaw. Ja ten etap, uważam za zamknięty.

Pozdrawiam, poker vel poltergeist666.

 

Pozy.

<p style="text-align: …

Jan Saudek – ‚Dwie twarze Mirosławy’

wrony

Bycie twardym nie polega na nieustannym porównywaniu się z innymi, ani na tym, by pokazać siebie na tle miękkości innych. Twardym się po prostu jest, albo nie jest. Swoją twardość, poznaje się na podstawie własnych przeżyć i nie należy jej zmiękczać, ani utwardzać zdaniem tych, którzy żyją zupełnie obok nas. Kiedy ktoś cały czas wskazuje palcem na innych, ‘dowodząc’ ich miękkości w fałszywym świetle własnych knowań i nagiętych przykładów, ten twardzielem nie jest. Podobnie, nikt nie staje się inteligentny, gdy wytyka chamskim palcem głupotę innych, albo trąbi na wszystkie strony świata, jakim jest mędrcem. Na ogół ludzie mają skłonności do mylenia pojęć, zwłaszcza, gdy próbują interpolować tzw ‘prawdy ogólne’ na własne, subiektywne odczucia. Nie potrafimy dyskutować, umiemy się jedynie kłócić i wszelkimi dostępnymi metodami, dowodzić słuszność swoich wynurzeń. Zdarza się, że ktoś zauważy to, iż gada od rzeczy, ale trudno mu się do tego przyznać, oświadcza więc, że ‘prowokował’ i szuka ku tej ‘prowokacji’ potakujących sprzymierzeńców. Wtedy wchodzi w grę indywidualna ‘kolejność uczuć’ takiego sprzymierzeńca. Bo jeżeli ten, u którego szuka się poparcia, kocha bardziej ‘pseudoprowokatora’, niż ‘prowokowanego’ – ten pierwszy czuje, że jego jest na wierzchu. Utwierdza się w przekonaniu, że jest debeściarski i cool, a tak naprawdę oszukuje samego siebie. Nie ma jednoznacznych przepisów, wzorów, konspektów, reguł, czy czegoś w tym stylu, co pozwoliłoby upchnąć konkretną jednostkę w jakiekolwiek sztywne ramy. Ludzka twarz, jest asymetryczna, gdyby stworzyć za pomocą lustrzanego odbicia, z każdej połówki oblicza obraz, to każdy z nas, uzyskałby dwie odrębne twarze.

Zagmatwałem, jak zwykle, ale to detal.

 

 

 

Chamaeleonidae

<p style="text-align: …

bossa nova

Czy można żyć w zgodzie ze wszystkimi, nie przecząc i nie kłócąc się nieustannie z własnymi poglądami? Nie można. Gdzie więc leży, ów złoty środek, pozwalający na poprawne, ‘pokojowe’ relacje i spokojną egzystencję? On nie ma stałego położenia w przestrzeni. Matematyka, może nam zdefiniować różne przestrzenie, wiele z nich, wymaga wielkiej wyobraźni od kogoś, kto próbuje się w nich odnaleźć. Ale wzór, do którego podstawia się dane, nie może być traktowany tylko wynikowo. Bywają przypadki, kiedy liczbę, będącą wartością końcową obliczeń, trzeba zabarwić czuciem. Czy wtedy staje się bardziej ludzka, podobna do naszych codziennych przeżyć, do nas samych? Nie wiem, to chyba tkwi w każdym z nas inaczej. Daleko mi do filozofa, nie posiadam mocnych podstaw, by wyciągać jakieś ogólne prawdy filozoficzne. Daję sobie jednak prawo, do polizania tematu, choćby z wierzchu. Filozofia jest jak medycyna. Każdy z nas udziela porad medycznych oraz dokonuje ‘pseudofilozoficznych’ wynurzeń. Każdy się w takim temacie potrafi umiejscowić. Kiedy kogoś posadzimy na piedestale naszych wyobrażeń, od razu nakłada się na taką osobę pewne zobowiązania. Wydaje się, że osoba, którą wynieśliśmy w naszych oczach nad pozostałe, powinna sama wiedzieć, co kiedy względem kogo może, a czego nie może. I tak obserwujemy i mamy nieustanne pretensje i wiemy co zrobiła źle, a co w danym momencie zrobić powinna. Potrafimy wycenić ją w każdym punkcie z dokładnością aptekarską. Zapominamy tylko o jednym, że jest to ktoś, kto posiada inne od naszych wyobrażenia. Ma własne poglądy i postrzeganie świata, a rzeczy, które się dzieją na wspólnej płaszczyźnie działań, może widzieć całkiem inaczej niż my. Nie wszyscy jesteśmy w posiadaniu tych samych danych, gdy siadamy do tego samego zadania. To jakby rodzaj pracy zespołowej. Każdy w zespole, otrzymuje inne dane, dotyczące tej samej kwestii i zadaniem zespołu jest, rozwiązać prawidłowo zadanie. Gdy pojawiają się zdania, co ktoś powinien, a co ktoś ma, to znak, że zespół nie potrafi ze sobą współpracować, albo nieprawidłowo wiąże ze sobą wszystkie dane, jakimi dysponuje. Podczas ćwiczeń w pracy zespołowej, zawsze wyłaniał się przywódca grupy. Były jednostki o różnym stopniu zaangażowania. Zdarzali się osobnicy, wskazujący palcem, kto co powinien zrobić i w jakim momencie – nazywam ich, pseudoprzywódcami, ponieważ zazwyczaj nigdy nie robili tego, co należy do nich, natomiast doskonale znali obowiązki cudze. Według ich rozumowania, nikt nie mógł być sobą, nikt nie mógł pozwolić sobie na własną interpretację zdarzeń, ani przedstawić własnego toku rozumowania. Każdy powinien myśleć i zachowywać się według scenariusza, jaki przypisywał mu dany pseudodowódca. Gdy w grupie znajdzie się takich pseudo- więcej, pojawia się chaos, którego nikt nie jest w stanie opanować. Ten z piedestału, powinien zmieniać się jak kameleon, z prędkością zmian, dorównującą prędkości światła, by zadowolić wszystkich pseudo-. Znaczy że co? Znaczy, że dowódca powinien pierdolnąć ręką w stół, albo poczekać z boku na rozwój sytuacji. W tak skonstruowanej grupie – skład jest dziełem przypadku – nikt nie znajdzie prawidłowego rozwiązania, pojawia się impas. Słychać tylko zgrzyty i wymówki dotyczące niespełnionego ‘obowiązku’ i oczekiwań pseudo-. Gdy nie ma szans na inny zestaw w grupie, dowódcy nie pozostaje nic innego, jak tylko przeczekać i pozwolić się uspokoić wszystkim. Może także pieprznąć pięścią w stół i wytoczyć działa. Tutaj, w Internecie, preferowałbym tę pierwszą wersję, ponieważ rzeczy mające tu miejsce, nie są sprawą życia i śmierci  żadnego członka grupy. Niech wszystko dotrze się samo. Wszystkim dogodzić nie sposób.

 

 

Żadna praca nie hańbi.

<p style="text-align: …

muza

Często piszę tu o pracy. Podaję jakieś strzępki, zazwyczaj są to wkurwy i doły, jakie się z nią wiążą. Nie jest to praca należąca do lekkich, łatwych i przyjemnych z godziwym wynagrodzeniem. W pewnych kręgach nie rozmawia się o pieniądzach, pozwolę sobie upchnąć siebie do takich kręgów. Gdybym był pierwszym podchujaszczym naczalstwa, zapewne spaliłbym się na tych wszystkich zebrankach, operatywkach, nasiadówkach, gdzie pierdzieli się o niczym i nic z tego nie wynika. Tyłek spłaszczyłby mi się, przybierając kształt siedziska. Nie nadaję się do pracy za biurkiem, tylko i wyłącznie. Lubię być w ruchu, w żywiole, tam, gdzie nigdy nie ma spokoju, gdzie coś się dzieje, a 85 % zaistniałych sytuacji, zdarza się po raz pierwszy. Dobrze się czuję, mając przed sobą wyzwanie w postaci mającego miejsce problemu. Absorbuję się dokładnie i zupełnie, wkurwiam się, adrenalina skacze mi na maksa i robię to, co do mnie należy. W miejscu, gdzie zwyczajny człowiek, taki jak ja, spędza 1/3 swojego życia, czasem udaje mi się odczuwać satysfakcję. Bywa też i tak, że opuszczam to miejsce z poczuciem niespełnionego obowiązku. Znaczy to, że wracam do domu z problemem w kieszeni. Jest to praca, którą wykonuje określony zespół ludzi. Kiedyś, miałem świetny zespół. Nastąpiły duże zmiany, teraz, należy budować relacje na nowo. Nie jest łatwo zapanować nad tak dużą grupą osób, mających nawyki, wyrobione przez kogoś innego. Czasem wygląda to, jak przesadzanie starych drzew, bo w mojej pracy, nic nie stoi w miejscu. Nieustannie trzeba być otwartym na zmiany, akceptować je i potrafić określić w nich miejsce swoje i podwładnych. Pozostaje rzecz najtrudniejsza: przekonać do zmian podwładnych tak, aby nikt nie czuł się zagubiony. Ogromne tempo zmian, które trzeba łyknąć i zwyczajnie zaakceptować. Często spalam się w tej robocie, ale to przecież mój żywioł – działać i mieć sprecyzowany cel. Równam muszkę ze szczerbinką, chwila skupienia i strzał. Nie zawsze trafiam w dziesiątkę, ale czy ktoś jest pozbawiony wad? Wady są jak genetyczne błędy, mogą zrodzić coś, co się sprawdza i potem powiela. Taka karma. A narzekanie, że boli? To podobno nasza, Polaków, cecha narodowa.

 

Odkąd spisuję ‚swoją kronikę’ …

<p style="text-align: …

do słuchania

Niedawno tu zaczynałem, nie sądziłem, że ta zabawa tak długo potrwa. Myślałem, że mi się znudzi, przestanie bawić. Przywykłem do tego, że przeważnie interpretujecie mnie wedle własnych skojarzeń. Nie sądzę, żeby to było źle, choć często spotykam się ze ścieżkami Waszych toków myślowych, które rozbiegają się promieniście od punktu wyjścia, czyli od tego, co ja miałem na myśli pisząc jakiś tekst. Punkt wyjścia, jest jedynym punktem stycznym opowieści, które być może rodzą się w Waszej wyobraźni. Choć nie zawsze jest to dla mnie ‘korzystne’, dochodzę do wniosku, że osiągnąłem ‘cel’, jaki być może założyłem – pobudzić wyobraźnię. I naprawdę wszystko mi jedno, w jakim kierunku ta wyobraźnia będzie pobudzona. Tak mało jest fantazji w codzienności, ludzie myślą konkretnie i ukierunkowanie. W końcu jak inaczej rozwiązywać problemy, jakie nas wszystkich dopadają? W przeciwdziałaniu problemom, musi być jasny konkret, nie jakieś mrzonki. Ale ja nie jestem środkiem na rozwiązywanie żadnych problemów, na doradzanie, czy wskazywanie drogi. Ja mogę tylko przedstawić w okrojony sposób własny punk widzenia spraw, które dotykają mnie. Cieszę się, że ze mną jesteście i będę tu pisał tak długo, jak długo zechcecie mnie czytać.

 

 

Eureka.

<p style="text-align: …

rozdwojenie jaźni?

Jak to zazwyczaj bywa, przypadek decyduje o odkryciu. Całkiem przypadkowo dokonałem dziś ‘odkrycia’. Nie poraziło mnie ono, nawet nie zdumiało, ani nie zaskoczyło. Czy jest mi lżej z tego powodu, że wiem? Nie, jest mi dokładnie tak samo, jak przedtem – towarzyszy mi uczucie zażenowania pewną osobą, znaną Wam wszystkim. Podobno w Internecie można robić wszystko, licząc na tzw. anonimowość. Nigdy nie śledziłem who is who, moja ciekawość w tej materii jest zbyt mała, abym musiał ją zaspakajać. Dziś niegdysiejsza ciekawość zaspokoiła się sama. Paradoksalnie chce mi się śmiać, ponieważ wydaje mi się w tej chwili, że Internet to teatr jednego aktora i jednego widza. Reszta obecnych, to tylko cienie. W każdą postać, może się wcielić jedna osoba. Chciałem kiedyś być psychiatrą, ale zmieniłem kierunek studiów. Dziś wiedziałbym, jak nazywa się jednostka chorobowa, którą została tknięta OSOBA w komentarzach pod jedną z moich notek. Dziwnie wyprostowała mi się ‘Krzywa widzialności’. Nabieram więcej dystansu, jakbym nabierał powietrza w płuca, przed zanurzeniem się w głęboką wodę. Kolejny przypadek powoduje, że przed zanurzeniem, nabrałem wody w usta. Delikatnie rzecz ujmując, popaprana baba może spać spokojnie i dalej się przymilać. Ja popatrzę z dystansu i z dystansem.

 

Co by było gdyby …

<p style="text-align: …

Gdy czasem czytam blogi, prowokujące do ‘poważnych’, merytorycznych dyskusji nad życiem człowieka w stadzie i jego dylematami, wydaje mi się, że najgorętszymi dyskutantami są ci, którzy spekulują i gdybają. To znaczy tacy, którym wydaje się jakby sami się zachowali w sytuacji opisanej, gdyby los ich w takie okoliczności wrzucił, a nie ci, którzy znają podobne sytuacje z autopsji. Takie podejście jest jak rzucanie się z motyką na słońce. Zamiast motyki, często podpierają się cytatem, czy zdaniem ‘wielkich tego świata’. Nie piszę, że to źle, ale z własnego doświadczenia wiem, że często to, co sobie wyobrażamy, wszelkie poczynania z naszej strony, wobec zaistniałych sytuacji, są tylko naszymi wyobrażeniami. Gdy stajemy oko w oko z ‘problemem’, podejmujemy działania, których wcześniej wyparlibyśmy się. Byłyby ostatnie na liście możliwych zachowań. ‘Człowiek nie zna siebie i jest potworem nie wiedząc o tym’ – nie pamiętam, kto to powiedział, ale jest w tym dużo prawdy. Dyskutuje się najczęściej o sytuacjach określanych jako ekstremalne. Wbrew pozorom, w życiu nie ma ich aż tak wiele, no chyba, że jest się wybrańcem. Zazwyczaj, będąc na jakimś ekstremum udaje nam się coś totalnie spierdolić. Pociągamy nie te sznurki, które wcześniej deklarowaliśmy pociągać i dziwimy się, dlaczego nie spada konkretna kurtyna. Po czasie, analizując swoje zachowanie, dochodzimy do wniosku, że można to było rozegrać o wiele lepiej i co gorsze, o wiele skuteczniej. Wynika z tego, że tak naprawdę, wszelkie nasze przewidywania, scenariusze itp. – idą się jebać. Na ich miejsce wchodzić może panika, wściekłość, determinacja, czy tym podobne zjawiska. Nie piszę tutaj o prostych łukach odruchowych, gdzie organizm sam podejmuje decyzje za właściciela, z pominięciem jego procesu myślowego. Jest prosta reakcja odruchowa na bodziec. No cóż ja mogę powiedzieć dziś, co zrobiłbym gdyby ktoś na moich oczach próbował rzucić się z mostu, ktoś obcy. Rzuciłbym się za nim, odwiódł, powiedział, że życie jest piękne, że go wszyscy kochają, złapał za bambetle i po ściągnięciu z balustrady naprał po ryju, zadzwonił po służby porządkowe, albo pogotowie ratunkowe, przeszedł obok, sądząc, że to majster od sprawdzania spawów, albo ktoś kręci program ‘ukryta kamera’? Nie wiem, co bym zrobił, ponieważ to nie jest sytuacja jednoznaczna. Jest tyle dodatkowych okoliczności, które mogłyby mieć miejsce w chwili zdarzenia, że to, co powiem dziś, diametralnie mogłoby się różnić od tego, co zrobiłbym w danej chwili. Nigdy nie masz pewności, jak się zachowasz w danej sytuacji, dopóki się w niej nie znajdziesz. Ale owszem, rozmyślania po hasłem: co by było gdyby, są bardzo wskazane. Podobno rozwija wyobraźnię.

 

Kopanie poniżej pasa.

<img …

Mondino

To ulubiony sport uprawiany przez tych, co to określa się ich mianem: ‘dres, fura, komóra’. Zawężony horyzont myślowy, pozwala takim jednostkom odczuwać satysfakcję. To bardzo dobrze, że ktoś może mieć satysfakcję z tego, co dzieje się w wirtualu. Patrzcie na mnie, jaki jestem bohater! Potrafię przypierdolić każdemu, no, komu mam przyjebać? Komu? Najlepiej takiemu, który to poczuje. Albo takiemu, na którego patrzą wszyscy, wtedy może i siepacz zostanie dostrzeżony. Mechanizm jest prosty, wręcz prymitywny i stary jak ludzkość. Nie wiem jednak dlaczego, nie każdy ten mechanizm pojmuje. Może dlatego, że zazwyczaj patrzy się na innych ‘swoją miarką’. To, co jest jasne i przejrzyste dal mnie, powinno być takim dla innych. Jednak tak wcale nie jest. Być może dlatego, tak bardzo wciągające są wszelkie wirtualne gry. Zaskakują nas swoją przewidywalnością. Paradoks? Nie, zwyczajna powtarzalność zjawisk nieprzypadkowych. Spod eleganckiego garnituru, wystaje gruby kark, a z super modnych szpilek zwyczajna słoma żytnia. No to po ‘życie’ – raz!   

 

Czarne wdowy.

<img …

ellen von unwerth

Gdy na chwilę umarł Proces7,  jego kobiety (i nie tylko) zamieniły się w czarne wdowy i rozpoczęły swój żałobny pochód. Wisząc nad ‘trupem’ wylewały tony łez i jak to zazwyczaj bywa, pretensji do nieboszczyka, że je zostawił. Gdy umiera ktoś bliski, najpierw odczuwa się bunt, potem żal, a na koniec pozostaje bezsilność. Jeżeli ów denat ożyje, wszystkie wdowy czują się rozczarowane i oszukane. To tak, jakby ulęgła się w ich głowach myśl: ‘i po cholerę ja tak cierpiałam, skoro On ożył?’.  Styp po Procesie było bez liku. Na jednych fetowali, na innych zionęło czarną rozpaczą, były i takie, gdzie rozliczno świętej pamięci Procesa, z jego wszelkiej działalności. ‘Umarty’ zawsze ma swoje pięć minut i jakby o nim kto nie mówił, jest to mówienie przynoszące wymierne korzyści, zgodnie z porzekadłem: nieważne jak mówią, byle mówili. Ja zawsze czekam, żeby sprawdzić czy to śmierć właściwa, czy tylko kliniczna, bo falstartów nie lubię. Gdy na ringu, jeden z walczących dostaje nokautującego strzała, sędzia także pochyla się nad nim i odlicza. Zawsze przecież może się ocknąć, wstać i jebnąć temu, który już poczuł smak zwycięstwa – przedwcześnie.  

P.S. Wklejam tę notkę tutaj, na polterze wykasowałem, bo nie znalazłem opcjii ‚szkic’, a opcja ‚prywatne’ nie zadziałała. I żeby mi pretensji żadnych nie było, bo zajebać mogę