zmęczenie…

<img height="290" …

modigliani

Dwoi mi się w oczach, widzę Cię podwójnie, podwójnie smutną, podwójnie cierpiącą. Patrzysz na mnie dwoma parami oczu. Dotykasz dwoma parami rąk. Ledwo słyszę Twój głos, omdlewający, jak mój słuch otępiony nadmiarem dźwięków. Spokoju, ciszy, wytonowania. Spać, spać spać.

Rydwan

The …

The chariot – to siódma karta Wielkich arkanów Tarota.

luis royo

Jak każda karta Tarota, ma swoje symboliczne znaczenie. Dla mnie, to podróż, podróż wodza, który pokonuje wszelkie przeszkody na swej drodze i wraca do domu. Jest zawsze nieodgadniony, zawsze tajemniczy, zawsze dumny. Często budzi strach i podziw jednocześnie. Jest milczący i konsekwentny. Pokazuje wędrówkę mężczyzny przez świat. Mężczyzny, którego życie toczy się po wyboistych drogach. On się z nikim nie spoufala i przed nikim się nie otwiera, rzadko opuszcza swój rydwan. Jeśli kogoś zaprosi do siebie, chce, żeby został już na zawsze. Nikt nie może się dowiedzieć, jak prowadzi się rydwan. Nie lubi zmian, jest stale constans, a jego upór w dążeniu do celu, wydaje się być naturalnym. Jeśli czegoś pragnie, a pragnie niewiele, zawsze to zdobywa, zupełnie niechcący, tak przypadkiem, podczas podróży. Przewija się szybko przez życie, pozornie nie zwracając na nic uwagi. Jest samotnikiem w tumanach kurzu, który sam wzbudza.

Trzynastego w piątek

<img height="558" …

brom

Lubię ten dzień. Gość mnie nawiedził, ale dziś, strzela do mnie ślepakami. Fakt, te gumowe naboje czuję trochę, ale od czego jestem twardy? Od tego, żeby mu karty z ręki wytrącić. Napasłem go dziś sowicie i zmęczył się biedaczysko i zasnął i śpi, póki co. Obserwuję go sobie nieco z boku.

Zmiana tematu. Czy wiecie, jak dziś jest pieknie, jak ciepło, jak wiosennie? Słupek rtęci na moim termometrze, podniósł się do 20 stopni, od północnej strony. Będę się dziś wąchał z Wiosną. Oczywiście, jeśli mnie szlag nie trafi. Po sąsiedzku, ekipa budowlano-remontowa coś wierci namiętnie, tnie i rozwala, robiąc niesamowitą ilość hałasu. To chyba jest nie do zniesienia. Próbuję się wyłączyć, ale jakoś mi się nie udaje.

Gość zupełnie nieproszony

                   …

                   brom

Czekał na mnie za bramą, dawał mi sygnały, instynktownie przeczuwałem, że na mnie czeka. Zaskoczył mnie, gdy go zobaczyłem tak szybko. Stał posępny, bez wyrazu, z niechlujnie zarysowaną sylwetką. Udawałem, że go nie widzę, oblepiał mnie wzrokiem, wnikał we mnie i rozlewał się szybko. Podszedł nagle bardzo blisko i uderzył na powitanie w plexus solaris. Zgiąłem się w pół i natychmiast wyprostowałem. Nie chciałem, żeby ktokolwiek widział nas razem. Nie prezentuję się z nim dobrze, nigdy! Wyprzedziłem go o kilka kroków, dogonił mnie, jest szybszy ode mnie, próbowałem się wmieszać w tłum – natychmiast mnie odnalazł i stanął tuż przy mnie. Nie potrafię go się pozbyć, jego pozbyć się nie sposób. Nie wiem, jak długo u mnie zostanie, nie potrafię go spławić. Mamy przed soba całą noc – nie zmrużę oka. Odejdzie może nad ranem. Nie ma mnie, jestem zajety.                                             

Filtracja organiczna

<img alt="" …

Obrzydliwe, prawda? Boli równie obrzydliwie, jak wygląda. Gdy przyjrzę się dłużej, mogę znaleźć podobieństwa do owocu granatu, takiego bardzo zmutowanego, zrakowaciałego. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, że ją mamy, dopóki nie upomni się o swoje prawa. Każdy ma dwie, jedną można oddać potrzebującemu, tak całkiem honorowo. Można ją też sprzedać na czarnym rynku, ale to chyba nie jest legalne. Spełnia bardzo ważną funkcję – ogólnie, cały czas filtruje, odziela dobre od złego, wydala toksyny. Gdy w jakiś sposób ulegnie uszkodzeniu, te toksyny zostają w nas.

Gdyby się tak dało, podłączyc ją, przynajmniej jedną z nich dwóch, aby odcedzała wszelkie informacje, które do nas docierają. Taka wstępna, zaprogramowana selekcja. Może to odciążyłoby trochę nasz mózg. Docierałoby do niego to, co dla nas jest najzdrowsze. Wszelkie zatrute mysli, nie skaziłyby naszego umysłu. Moglibyśmy wtedy lepiej go wykorzystać. To co szkodliwe, wydalilibyśmy wraz z moczem.

Kaszana blues

            <img …

            beksiński

Niedobrze mi, sakramencko mi niedobrze. Nie mam pojęcia, co to nudności ciążowe, nie wiem, co to nudności po chemii. Wiem, co to są zwyczajne nudności. Metaliczno-cierpki smak w ustach. Wszystko ma inny smak, smak chorej klrwi. Upsuwam sobie krew, robię to stale, robię z premedytacją i obserwuję skutki. Jak długo organizm może znosić takie eksperymenta? Buntuje się, zgina w pół, kurczy, niknie bezpowrotnie. Nieustannie daje sygnały, a ja te sygnały permanentnie ignoruję. Zawsze chciałem być badaczem, tak dowalić, na maksa i zobaczyć, kiedy świeczka zgaśnie. Mam tylko jedną obawę, mogę już tego gasnącego ognia nie zarejestrować. A kusi mnie, zobaczyć jak to jest. Szkoda by było takiego maniakalnego i konsekwentnego uporu, tylu lat pracy, bez wniosków końcowych. Przy wyniszczeniu organizmu, które powoduje stałe przemęczenie, czasem występują niecodzienne odloty. Jednym z ciekawszych, są wrażenia akustyczne. Głos dziwnie się rozchodzi, jakby w innym środowisku, albo w innym wymiarze i tylko niektóre fale docierały do mnie, w sposób jakby mnie goniły, stale zmieniając wektor i natężenie. Warto dla nich poeksperymentować. Życzcie mi więc efektywnych doświadczeń.

Mój ulubiony wiersz.

<img style="width: …

escher

 

 Przez furie jestem targan ja , Orfeusz ,
Mówią mi, abym wyrzekł się rozumu,
A będę latał niebem – jak Perseusz,
A piękność… z wody najbielszego szumu
Przy bladym różu jutrzenki… wytryśnie
I da mi … otchnąć się … Płomieniem… gorę…
Tam Parnas… coraz coś w ciemnościach błyśnie
I tę… srebrztstych oliw białą korę
Ubiera w złote pancerze.

– O jędze ,
Jeśli jesteście w tym lesie czerwone
Płomieniskami… pokażcie mi przędzę
Żywota … jeśli pasmo uprzędzione
Z łez mych – boleści – targań się samotnych,
Epileptycznych skoków mego serca –
Bliskie już końca…

/J.Słowacki/

(Rytm tu jakiś nie taki, ale tym razem kopiowałem, nie mówiłem z pamięci.)

Laik – ignorant

Czy …

Czy to, że nie zapamiętuję maniakalnie tytułów i autorów, oraz wykonawców większości tego, co czytam, słucham i oglądam, przesuwa mnie na margines społeczeństwa? Nie twierdzę, że to źle, jeśli jest się "fanem" czegokolwiek, wtedy nawet chyba należy pamiętać, jest to w dobrym tonie. Czasem, można "błysnąć" w towarzystwie znajomością dorobku jakiejś ważnej persony. Wszystko zależy od tego, jak podchodzimy do pewnych zagadnień. Ja nie uznaję żadnych autorytetów. Nie znaczy to oczywiście, że uważam się za największy autorytet na przestrzeni dziejów, wprost przeciwnie. Mnie po prostu wali, kto i w którym roku i w jakim albumie wydał jakiś kawałek – na przykład. Dla mnie jest ważne, czy ten kawałek do mnie "przemawia". Owszem, jeśli bardzo przemówi, zapamiętuję autora, lub tytuł, ale nie na długo, raczej kojarzę w innych kawałkach brzmienie tegoż twórcy. Zazwyczaj zdarza się tak, że nie potrafię z pamięci przywołać czegoś, gdy wydaje się niezbędne, posiadać wiedzę o autorze, lub tytuł tego, co chciałbym przywołać. Ale oczywiście wtedy pamięć mnie zawodzi. Zaśmiecamy ją różnymi wiadomościami, nie zawsze potrzebnymi. Często jestem świadkiem dyskusji, gdzie różne strony wypowiadają się tekstami, które gdzieś przeczytały i powtarzają je za innymi. Są zagadnienia, które musimy przyjąc jako aksjomaty i "plagiatować" je. Są twierdzenia matematyczne, które ktoś przed nami udowodnił i my tylko powtarzamy za nim jego dowód. Ale jest cała masa zagadnień, w których lepiej mieć własne zdanie. Wyrobione z własnych myśli i obserwacji świata. Do takich zaliczam między innymi: filozofię, religię i zjawiska z pogranicza irracjonalnych. Owszem, można się podeprzeć cudzymi poglądami na ten temat, zwłaszcza takimi, które zostały wyprodukowane latami badań i dociekań takiego mistrza. Zawsze wtedy nie są to nasze własne poglądy, a poglądy wypracowane na bazie cudzych przemyśleń. Nie mówię, że to źle, ale ja wolę coś, co wyrośnie na uprawionej przeze mnie ziemi, ja tę ziemię muszę odjałowić. Nie mierzę się z wielkimi tego świata, ja – maluczki – przechodzę obok nich, lekko się ocierając.

        beksiński

   

Kartka z kalendarza

           <img …

           symphony

Czy to jest mój pamiętnik? Nie sądzę. Nie mam serca do pisania. Dostałem pewne "zlecenie", tzn. poproszono mnie o coś – zobowiązałem się i zrobię to, ale jeszcze nie wiem kiedy. Jestem stanowczo za mało asertywny. Bywa, że pisanie sprawia mi trudność. Mam na myśli trudność globalną i w sensie fizycznym i psychicznym. Określam to brakiem Veny, niezborczością myśli, czasem jest to fizyczny ból kończyn, którymi piszę. Nie zawsze są to ręce, bywa tak, że piszę jakby nogami. Bolą mnie ręce, wszystkie stawy – pewnie to jakaś grypa. Niedziela mija, przepływając mi leniwie pomiędzy palcami. Z jednej strony, dobrze jest tak nic nie robić, ale ja zawsze mam dręczące poczucie gubienia czasu. Jak wiadomo, takie zguby są nieodwracalne. Są zdania, które mówią, że żyjemy raz. Ja twierdzę, że żyjemy kilkakrotnie, dotąd, dokąd nie uznamy, że już jesteśmy "właściwi". Oczywiście, można tę kwestię rozpatrywać w kategorii "powtórnych narodzin". Rodzimy się przecież wielokrotnie, w ciągu swojego życia. Ile razy, każdy z nas wypowiedział: "czuję się jak nowo narodzony". Mówimy to, po wyjściu z wanny, gdy spędziliśmy bardzo ciężki dzień, mówimy tak, gdy rozwikłaliśmy jakiś trudny problem, mówimy, gdy czujemy jakąkolwiek ulgę, gdy wyzbędziemy się kłopotów. Powtórne narodziny, odczuwamy, gdy spotka nas coś szczególnie miłego. Mnie się to zdarza, gdy znajdę się w jakimś bardzo urokliwym miejscu przyrody. Wtedy czuję więź z nią, czuję, że jestem cząstką tego wszystkiego. I wtedy, przez przypomnienie sobie tego, rodzę się kolejny raz. Zatraciliśmy się w postępie cywilizacji. Cywilizacja, zabija w nas te wszystkie cechy, którymi obdarzone są zwierzęta i rośliny, które miał człowiek pierwotny. Cywilizacja, odcina naszą pępowinę, odcina więź z Matką Ziemią. Postęp i wynalazek zabija w nas wrażliwość, zabija intuicję, nie pozwala się wsłuchać w "bijące serce Ziemi". Nie widzimy Aniołów, nie widzimy Demonów, a one są wsród nas, spotykamy je na każdym kroku tylko nie potrafimy ich rozpoznać. Usypiamy naszą czujność, powierzamy bezpieczeństwo urządzeniom. Jakieś przesłanie? Słuchajmy swoich wewnętrznych głosów, nie zawsze znamionują one chorobę psychiczną. :)

Nie lubię niedzieli!

<font …

Popołudnie, jak tysiące innych za mną, jak …może nie tysiące, a setki przede mną. Setki? Zobaczymy. Miałem ochotę wejśc na czat jakiś, ale mnie komunikator nie wpuszcza. Pomyślałem, że posmęcę sobie tutaj.

Mam trochę zaległej literatury, ale nie dam rady dziś czytać, powinienem też odstąpić od wszelkich ekranów. Mam szum w głowie i nie jest to szum myślowy, tylko "odorganiczny". Szum mój, rozlazł się po mnie. W niektórych miejscach, odczuwam go, jako wbijane noże. W innych, coś szarpie lub ściska. W kolejnych…coś koniecznie chce wydostać się na zewnątrz. Krew, uparła się krążyć za szybko, chyba się pompa zepsuła i ustawiła swoje obroty, na wartość maksymalną. Wszelkie ruchy, wykonuję siłą woli. Dlaczego, nic co moje, nie słucha mnie? Nie jest aż tak zimno, żeby zamarzły mi synapsy. Zawiesiłem się – nie działam! Żebym jeszcze wiedział, gdzie mam reset. Zdecydowanie wolę, gdy jestem wściekły.

                  anima

taka ballada

Idzie Diabeł ścieżką …

Idzie Diabeł ścieżką krzywą pełen myśli złych
Nie pożyczył mu na piwo, nie pożyczył nikt
Słońce smaży go od rana, wiatr gorący dmucha
Diabeł się z pragnienia słania w ten piekielny upał
Idzie Anioł wśród zieleni, dobrze mu sie wiedzie
Pełno drobnych ma w kieszeni i przyjaciół wszędzie
Nagle przystanęli obaj na drodze pod sliwką
Zobaczyli, że im wyszedł browar na przeciwko
Nie ma szczęścia na tym świecie, ni sprawiedliwości
Anioł pije trzecie piwo, Diabeł mu zazdrości
Postaw piwo, mówi Diabeł, Bóg ci wynagrodzi
My artyści w taki upał, żyć musimy w zgodzie
Na to Anioł zatrzepotał skrzydeł pióropuszem
I powiada, dam ci piwo w zamian za twą duszę
Musiał Diabeł swoją dusze Aniołowi sprzedać
I stworzyli wspólne Piekło, z odrobiną Nieba.

Tak naprawdę, nie dzieje się nic

<img alt="" …

Spotkanie po latach…na zakończenie "wolności". Wiedziałem, że kiedyś się skończy, wszystko się kiedyś kończy. Najszybciej, kończy się to, co lubimy najbardziej. Nie runął żaden mur, oderwał się tylko kamień, może dwa. A może to ja, oderwałem się od muru ale w kokonie? Minęła epoka…całe wieki minęły, a MY pozostaliśmy tacy sami. Kilka zdań, kto wie, co u kogo. Drinki, papierosy, fajka wodna. Nowe kawały, przyniesione z różnych stron i zdjęcia :). Trochę śmiechu, trochę zadumy, trochę codziennych plotek. Głośna muzyka w klubie. Może spoważnieliśmy? Być może wyglądamy nieco inaczej niż kiedyś, ale to MY, ci sami, kórzy kiedyś, nosiliśmy głowy w chmurach. Mieliśmy swoje ideały, swój plan na życie…Planowaliśmy wspólne wakacje, weekendowe wypady i imprezy. Razem kuliśmy do egzaminów, wymieniali się wiedzą. Składaliśmy sobie wzajemnie życzenia, na "nową drogę życia".

PRZYJACIELE…koledzy, znajomi. Cieszę się, że nadal trzymamy się razem i co jakiś czas, udaje nam się wspólnie spotkać. Cieszy mnie, że pomimo upływającego czasu potrafimy się ze soba dobrze bawić. Nasze drogi, rozeszły się. Każdy zabrał ze sobą swój dyplom na dorosłe i samodzielne życie. Nie zatraciliśmy się w codzienności. Może nasze oczekiwania, nieco się zmieniły, mamy inne priorytety. Żyjemy osobno, właściwie, łączą nas tylko wspomnienia, wspomnienia tych burzliwych lat młodości.

Cóż znaczy ten czas, który nas dzieli do następnego spotkania? Nie znaczy nic, zupełnie nic. Kiedyś znów się spotkamy, znów pogadamy, jak dawniej. My będziemy tak samo przystojni, dziewczyny równie piękne co kiedyś…Pieprzona melancholia!

słabość

Moja …

Moja słabość ma odcień niebieski.

Rozjaśni się niebawem :). Czekam na ciepłe kolory słów. Czekam na uśmiech.

Każdy kiedyś bywa słaby. To takie ludzkie, że aż nieprzyzwoite. Nie mam Veny. Nie mam na nic ochoty, nie chce mi się nawet położyć, to taki duzy wysiłek. :). No przyjdź wreszcie, czekam na Ciebie. :)

Motory życia…

<p class="MsoNormal" …

Mój constans, zjawia się nieregularnie, atakuje prawie znienacka. Wpija się pazurami i wypustkami, przeszywa na wylot mnie całego. Umiejscawia się w tułowiu i rozłazi jak robactwo we wszystkich kierunkach. Czasem próbuję walczyć, innym razem rzucam zadziornie uparte: JA albo TY. Znajduję wygodną pozycję i czekam, niby cierpliwie, niby beznamiętnie z kamienną twarzą bez wyrazu. A On siedzi we mnie, chyba bardzo mnie lubi, często zagląda mi w oczy i tak trudno Mu się ze mną rozstać. Jak dotąd, zawsze odchodził, po czasie, który sam wybrał za odpowiedni. Te nasze sesje to całe stadium walki. Myślę, że Ból jest mężczyzną, nie dlatego, że słowo, które go określa jest rodzaju męskiego. Wiem, jak sam bywam uparty, wiem, jak ON potrafi być uparty. Nie jestem w stanie powiedzieć, czy czas, w którym mnie nawiedza, jest odpowiedni, czy nieodpowiedni. On po prostu jest, może nawet stale jest we mnie i tylko czeka, kiedy mi dokopać, kiedy o sobie przypomnieć. I tak prowadzimy tę wzajemną walkę od lat…W miarę upływu czasu chyba się z nim „zaprzyjaźniłem”. Znamy się doskonale. Wiem, kiedy nadchodzi…powoli, delikatnie, cicho, jakby chciał mnie zaskoczyć. Ale ja z daleka czuję Jego nadejście i jestem przygotowany, czasem się rozmyśla, żeby po chwili wrócić szybko i boleśnie dziabie mnie w splot słoneczny. Może, to co piszę wydać się sprzecznościami samymi, ale ON taki właśnie jest, gdy tworzy ze mną symbiozę. Nieobliczalny wariat, bawi się ze mną złośliwie. A ja? Co ja z niego mam? Każda symbioza, to jakiś zespół wzajemnych korzyści. Ja, wiem, że nie jestem taki silny. On uświadamia mi, że może mnie złamać coś, co jest niewidzialne dla nikogo, coś co tylko ja mogę odczuć, prawie pomacać. Daje mi do zrozumienia, że NIC nie zależy tak naprawdę ode mnie. W każdej chwili, może mnie ugodzić rozpaloną włócznią. Mogę Go tylko zignorować.

„Weź tabletkę, weź tabletkę” – mówi ONA, starając się mnie przytulić. „Nie ma takiej tabletki” – myślę ja…A czy to w ogóle jest po sportowemu, połknąć tabletkę?  Spluwam w niewidzialną twarz Jego, i pokazując środkowy palec mówię: jeszcze nie tym razem, następnie wyciskam uśmiech nr 5 (słownie: pięć) i dodaję: wal się na ryj – Bólu.

Wygrałem, czy nie?

…wynurzenie

Czasem, chciałbym …

Czasem, chciałbym zamknąć się w kapsule ze światła. Tak, żeby docierały do mnie tylko wybrane dźwięki. Otoczyć się swoistym murem, zawieszonym w nicości. Nic nie czuć, nic nie widzieć, może nawet nic nie słyszeć, oprócz ciszy. Skupić się całkowicie. Byc niewidzialnym do tego stopnia, że nie być wcale.

 

hubble

Po nieustalonym bliżej czasie, bo czas nie istniałby tam zupełnie, nasycony tą świetlną energią rozprężyć się totalnie, zawirować i rozwiać drobnymi cząstkami po kres, którego nie ma.

 

hubble

 

 

 

Widzenie Świata

Każdy widzi na swój …

Każdy widzi na swój zakłamany sposób. Ja, oczywiście widzę lepiej ;).  Nie, nie wywyższam się, mam okulary:> do kompa:>.  Jeszcze atropina ściemnia mi obraz, a raczej go rozmywa, ale idzie ku lepszemu. Pani, zajrzała w oczy me, różnymi urządzeniami, poświeciła tak, że prześwietliła mi żółtą plamkę :>. Na koniec, odezwała się w te słowa: ale panu jakaś kobieta, rozpięła sie na siatkówce…Tak – mówię – właśnie mi się zdawało, że mi ktoś świat często przesłania. Bardzo proszę Ją tam zostawić, ten świat, wcale nie jest aż taki piękny, żebym chciał go stale widzieć.

Widzę wszystko połowicznie, oczyma szeroko zamkniętymi, "półprawdy" docierają do mnie, czuję zapach tajemnicy. Nie jestem bogiem, nigdy nie byłem i nie będę. :)

"Rzeczywiście, tak jak Księżyc, ludzie znają mnie tylko z jednej, jesiennej stony"…

adrenalina

Chyba na pewno jestem…

Chyba na pewno jestem wściekły! Pozostanę taki, przynajmniej przez miesiąc. W tym celu, spróbuję dodać tutaj pewien link, doskonały do rozaładowania emocji. Życząc sobie i potencjalnym czytającym, miłego odpuszczania adrenaliny.

http://www.merlin.risp.pl/bluzgacz/bluzgaj.php

Pamiętajmy: adrenalina może doprowadzić do apopleksji, "hercklekotów", zatorów mózgowych, oraz pęknięcia żyłki. Każde wyżej wspomniane działanie następcze nadmiernego poziomu adrenaliny we krwi, może spowodować nasze zejście śmiertelne i to zupełnie niechcący. A podobno, życie jest piękne. Nie wiem czyje, ale moje takie nie jest. Całkiem niewykluczone, że kiedyś się o tym przekonam, nie wiem tylko, jak dużo mi czasu zostało.

:)