„Donkichoteria”

<img alt="" …

beksiński

Jacek Kaczmarski – Zbroja

 

   Dałeś mi Panie zbroję, dawny kuł płatnerz ją
   W wielu pogięta bojach, w wielu ochrzczona krwią
   W wykutej dla giganta potykam się co krok
   Bo jak sumienia szantaż uciska lewy bok
  
  
   Lecz choć zaginął hełm i miecz
   Dla ciała żadna w niej ostoja
   To przecież w końcu ważna rzecz
   Zbroja
  
   Magicznych na niej rytów dziś nie odczyta nikt
   Ale wykuta z mitów i wieczna jest jak mit
   Do ciała mi przywarła, nie daje żyć i spać
   A tłum się cieszy z karła, co chce giganta grać
  
   Lecz choć zaginął hełm i miecz
   Dla ciała żadna w niej ostoja
   Bo przecież w końcu ważna rzecz
   Zbroja
  
   A taka w niej powaga dawno zaschniętej krwi
   Że czuję jak wymaga i każe rosnąć mi
   Być może nadaremnie, lecz stanę w niej za stu
   Zdejmij ją Panie ze mnie, jeśli umrę podczas snu
  
   Bo choć zaginął hełm i miecz
   Dla ciała żadna w niej ostoja
   To w końcu życia warta rzecz
   Zbroja
  
   Wrzasnęli hasło ‚wojna’, zbudzili hufce hord
   Zgwałcona noc spokojna ogląda pierwszy mord
   Goreją świeże rany, hańbiona płonie twarz
   Lecz nam do obrony dany pamięci pancerz nasz
  
   Choć, choć za ciosem pada cios
   I wróg posiłki śle w konwojach
   Nas przed upadkiem chroni wciąż
   Zbroja
  
   Wywlekli pudła z blachy, natkali kul do luf
   I straszą sami w strachu, strzelają do ciał i słów
   Zabrońcie żyć wystrzałem, niech zatryumfuje gwałt
   Nad każdym wzejdzie ciałem pamięci żywej kształt
  
   Choć słońce skrył bojowy gaz
   I żołdak pławi się w rozbojach
   Wciąż przed upadkiem chroni nas
   Zbroja
  
   Wytresowali świnie, kupili sobie psy
   I w pustych słów świątyni stawiają ołtarz krwi
   Zawodzi przed bałwanem półślepy kapłan-łgarz
   I każdym nowym zdaniem hartuje pancerz nasz
  
   Choć krwią zachłysnął się nasz czas
   Choć myśli toną w paranojach
   Jak zawsze chronić będzie nas
   Zbroja

                                     

Lody – systematyka

<img height="422" …

Lody bywają różne. Te, dostałem od pewnej "Maryśki", której bardzo niniejszym dziękuję. Nigdy nie byłem grotołazem, a szkoda. Zwiedziłem jakieś jaskinie w swoim życiu, ale lodów w nich nie było.  Jest prawie maj, ciepło, a ja z lodami jadę. ;)

Znam różne rodzaje lodów. Lody do jedzenia, np dla dzieci, ciepłe, czy zimne, zawsze są obiektem pożądania małego chłopca i każdy ma swoje ulubione smaki.  Podczas wkraczania w "dorosłe" życie, koledzy, czy też inne źródła informacji, uświadamiają takiemu chłopcu istnienie innych zupełnie "lodów". Bywający tu czasem Proces7, mógłby powiedzieć dużo więcej na temat tychże lodów, niż ja sam. Niestety, niniejszy blogasek, nie zawiera w zasadzie treści erotycznych, dlatego nie pokuszę się tutaj na opis wrażeń przy "spożywaniu" TYCH lodów. Powiem tylko tyle, że podobno każda potrafi – jestem innego zdania. Są lody, które stanowią zjawisko powszechne zimą, wraz ze spadkiem temperastury. Powodują poślizgi wszelakiego rodzaju, o czym doskonale wiedzą kierowcy, oraz ci, którzy są posiadaczami śliskich butów. Przyznam się, że sam osobiście zaliczyłem wiele takich ślizgów. Zawsze powodują one u mnie atak śmiechu – uwielbiam obserwować takie piruety, a osobiste śmieszą mnie najbardziej. Na lodzie, złamałem się 2 razy i sam nie wiem, czy bardziej nie mogłem się dźwignąć ze względu na uraz, jakiego doznałem, czy zesłabiebienie śmiesznością sytuacji. Kiedy dorastamy emocjonalnie, lub gdy nam się wydaje, że ten moment następuje, mamy przed sobą zupełnie inne lody, niż powyższe. Są to lody do przełamania. Każdy z nas, stale jest "lodołamaczem". Każdego dnia, łamiemy lody, robimy to mniej lub bardziej nieudolnie – za każdym razem nabywając większego doświadczenia. Nieśmiałość, która dotyka w różnym stopniu każdą myślącą istotę, jest znaczącym elementem w procesie topnienia i odporności mechanicznej lodów "emocjonalnych". Nikt nie jest pozbawiony kompleksów. Ci, którzy tak twierdzą, po prostu nazywają to inaczej. Ile razy każdy z nas poczuł chłód w sobie, lub chłód bijący od kogoś, kogo akurat chciał "rozgrzać". Chłód towarzyszy nie tylko relacjom w obrębie uczuć takich jak miłość-nienawiść-obojętność, w układach partnerskich. Zimno, może przenikać do nas z każdej innej strony: szef-podwładny, biurwa-interesant, sprzedawca-klient, rodzic-dziecko itd. Jak się bronić przed zamrażającym powiewem, spojrzeniem, słowem? Nie odpowiem na to pytanie. Ja nie potrafię się bronić, jedyną moją obroną jest "ucieczka". Empatia i sensatywność, czasem pomaga, a czasem bardzo przeszkadza w podniesieniu temperatury wzajemnych relacji.

Nie można napisać jednoznacznego wzoru-konspektu, wszystkie tego typu relacje, należy traktować indywidualnie. Należy pamietać przy łamaniu lodów, że to nie MY jesteśmy najważniejsi. :)

Łóżko, a bed, le lit, cama.

Czy …

Czy to, przedmiot, mebel, czy symbol? Co zazwyczaj kojarzy się na pierwszym miejscu, gdy słyszymy hasło: "łóżko"? Normalnie, jeśli jesteśmy zmęczeni, słowo to, kojarzy nam się ze zwykłym przedmiotem. Marzymy tylko, żeby było dostatecznie długie i wygodne, niektórzy dodatkowo chcą, by była w nim czysta pościel – są to tzw nerwice natręctw i za duże wymagania wobec potrzeb. ;).

materac

Jeśli urządzamy mieszkanie, szukamy odpowiedniego mebla, który będzie nam się podobał i na który wystarczy nam pieniędzy, oraz taki, który wzbudzi zazdrość znajomych:

mebel

Jeżeli natomiast, mamy na mysli symbol, to w tym miejscu, należy się mocno zastanowić. Ma być miło, przytulnie, estetycznie, wygodnie, ma sprawiać wrażenie bezpieczeństwa i chęci ofiarowania ciepła (mówię o normalnych), oraz nie powinno być zbyt obszerne, abyśmy nie musieli się w nim wzajemnie szukać i aby ta druga strona, zmuszona była do bliskości z nami. Zależy jeszcze, w jakim kontekście mamy zamiar użyć takiego "symbolu". Jeżeli wijemy sobie gniazdko rodzinne, taki symbol jest bardzo ważny. Zawsze można go po pewnym czasie zmienić, gdy już nic nie przychodzi nam do głowy w sensie ubarwienia naszych zachowań w tym miejscu. ;) Może wyglądać tak:

sypialnia pierwsza

Po pewnym czasie np tak:

sypialnia nowa

Znam także symbole o zupełnie innym wydźwięku. Jeżeli w owym "symbolu" zachowujemy się jak "chłodna ryba", robiąc łaskę, iż pozwalamy się w ogóle dotknąć (dotyczy pań), lub po spełnieniu obowiązku, odwracamy się do partnerki tyłkiem i zasypiamy głośno chrapiąc (dotyczy panów), możemy trafić w inne zupełnie łoże (czego nikomu nie życzę), które wygląda tak:

madejowe łoże

Nie należy się zbytnio przejmować, każdy z nas kiedyś trafi do pewnego legowiska, które wcale nie musi być ani sliczne, ani przytulne, ani wygodne, ani dwuosobowe, byle nie miało wieżyczek i ozdobników z koronki i mogłoby być czarne do cholery!. ;):

                            tzw trumna

Powściągliwość

<img alt="" …

luis royo

Temperance – XIV karta Arkanów Wielkich

Obudzić się nad ranem z dziwnym rozedrganiem dłoni i "hercklekotowym" echem w środku. Głębokim oddechem rozmywać amplitudę, aż do zupełnego spłaszczenia. Cierpliwie i spokojnie kontrolować siebie, wsłuchać się i uspokoić. Nie dzieje się nic, do wszystkiego można się dostosować i dalej ocalić kawałek siebie. Perfekcja w nalewaniu pustego w próżne. Ocenić samego siebie przez dostosowanie się do sytuacji. Może to czas małych lub wielkich decyzji, podejmowanych na chłodno, nieco przemyślanych. Przeciwstawić spokojność myśli zewnętrznemu huraganowi. Wyciszyć się w końcu i z takim opanowaniem ruszyć dalej.

Kiedyś…

        <img alt="" …

       

        

       

… o tej porze mniej więcej, zaczynał się sezon. Może nie w takich miejscach, jak te na zdjęciach, tylko w zwyczajnych, tutejszych. Nie było wtedy sprzętu, liny i karabinki się zdobywało cudem, "majtki" szyło się samemu, buty do wspinaczki, robiło się z korkotrampek, ścinając korki i nalepiając specjalną, zdobyczną gumę. Miało to swój urok. Gdziekolwiek ma to miejsce, zawsze kojarzy mi się z powietrznym baletem. Wymaga siły, precyzji ruchów i pasji. Obdarte kolana, palce stwardniałe na czubkach, litry wylanego potu i liczne urazy. Słońce i wiatr i skała – nic więcej nie było potrzebne do szczęścia.

                    

„Szczekam”

<img height="489" …

brom

Piję kawę, w oczekiwaniu, na popołudniową wizytę. Takich, jak na obrazku, bedzie dziś trzy sztuki u mnie. Uzbrajam się w cierpliwość, tzn. próbuję to robić. Nie przepadam za takimi wizytami, ale aby tradycji stało się za dość, czasem takie wizyty przyjmuję. Przez samotnię przejdzie dziś tajfun, potrójne tornado. A ja będę siedział w kątku z miną małego psiaka, który nie wie co zrobić z nadmiernie rozbieganymi stworzeniami. Idę o zakład, że na dzień dobry, zostaną "poskakane" wszystkie łóżka, oraz miejsca do siedzenia, zarówno na dole, jak i na poddaszu. Kto by się tam przejmował butami na małych stopkach, depczącymi jasną tapicerkę wypoczynku (w sumie całkiem nowy, ten wypoczynek). Potem będziemy jedli i pili wszystko i wszędzie. Krople i okruchy, będą spadały na parkiet i dywan. Rozciapciamy sobie banana w małych rączkach, aby je potem wstępnie obetrzeć o mebla (np pianolę), następnie w obrus, narzutę lub zasłonę (właśnie wujek se powiesił fajne, bo nowe). Ani nam w głowie, zanieść do kuchni szklankę, albo papierek po cukierku. A co będzie robił wujek, gdy sobie jutro pojedziemy? Zanudziłby się chłop na śmierć. Odgruzowując mieszkanie, zabije pustkę w sercu, którą po sobie zostawimy. Nie myślcie sobie, że dadzą mi posłuchać czegokolwiek. Mam 2 tv w domu, ale przecież ich jest trójka! Będą sobie wydzierać piloty, a potem nimi rzucać. Ba! Wszystkim rzucamy, co jesteśmy w stanie dźwignąć, potem po tym wszystkim starannie depczemy. I latanie z tupotem po schodach, w górę i w dół! Na czas, na akord. W zasadzie, nie będę się oddzywał, bo najmniejszy gryzie, gdy się wkurwi lub obrazi. A może by ich tak wyprowadzić do Ogrodu Botanicznego? Zerwią wszystklie kwiatki i będę płacił.

Czasem, bardzo się cieszę, że nie mam dzieci. Miłego wypoczynku.

Antagonizmy

<img style="WIDTH: …

whelan

Postanowiłem być twórczy. ;). Komu w życiu łatwiej? Optymiście, czy pesymiście? Potrafię się zdołować niczym, zupełnie niczym. Małe rzeczy doprowadzają mnie do furii i pasjii, oraz podejmowania minimalnego ryzyka. Nigdy nie skoczyłbym nawet do światła, chyba, że miałbym pewnosć, iż polecę jak ptak. Pewność zdarzeń jest mi niezbędna do normalnego – w miarę – funkcjonowania. Czuję się jakbym żył dla równowagi. Otaczają mnie sami optymiści, cieszący się z rzeczy, które nie mają większego znaczenia dla mnie. Do większości spraw ważnych, podchodzę bez zbędnej euforii. Największą emocją dla mnie, w życiu codziennym, jest wkurw. jeśli się wkurzam, robię to naprawdę dobrze i do końca. To co, że się śmieję z wielu rzeczy? Wcale to nie przeszkadza pozostać mi pesymistą skrajnym. Pesymizm  w moim wydaniu, to nie to, że zawsze zakładam przegraną i skazuję każdy pomysł na klapę. Dla mnie, to jest spokojna umiarkowanosć w oczekiwaniu na efekt końcowy. Jeśli już taki nastąpi, ani się nie cieszę jak dziecko, ani się nie dołuję w razie niewypału. Nie wiem, może mylę pojęcia. A nawet gdybym mylił, to co z tego. Tutaj, mogę sobie mylić czarne z białym. I tak mnie to wszystko szarpie, każde w swoją stronę. Tylko po cholerę ja jestem temu szarpiącemu do czegokolwiek potrzebny? Jest tyle dusz na świecie do szarpania. Odpierdolcie się ode mnie, te wszystkie nastroje, te antypody, te przeciwstawne pojęcia. A dajcież WY mi żyć!

Po i przed

<img style="WIDTH: …

beksiński

Po wolnym, przed orką – dysponuję dniem na klimatyzację. Nie wiem, czy się mam wyciszyć, czy nakręcić. Nie lubię takich dni, dni przejściowych, w których obowiązek dyszy mi na plecach. Gdy wiem, że jutro rano, zadzwoni budzik. Zgaszę go nieprzytomnie i zmuszę się do wstania. Powtórzę kolejny raz schemat działań. Adrenalina skoczy mi od progu do gardła i znowu będzie jak zawsze. :). Kłopoty większe, lub mniejsze, wkurw lekki lub na maxa. Sam już nie wiem, od czego to zależy. Tysiące telefonów o dzikiej treści, powodującej opad członków. Powinienem się już przyzwyczaić do wszechogarniającej ignorancji. Powinienem, ale nie zrobię tego nigdy, bo nie potrafię. Idę więc się odpowiednio nastroić.

Okno na świat

<p class="MsoNormal" …

Każdy ma swoje, ulubione, przez które najczęściej ogląda świat. Dowolne miejsce, może być takim oknem. Wystarczy tylko, że da nam poczucie wolności i niezależności. Wystarczy, że po znalezieniu się w takim miejscu, czujemy możliwość rozprężenia się i bycia wszędzie, gdziekolwiek zapragniemy. Dla „uwięzionych” w swych domach i zmuszonych do egzystencji tam, takim oknem jest zwyczajne okno, zamontowane w jednej z czterech ścian. Dopełzają doń w sobie tylko znany sposób i z przyzwyczajenia rodzącego się z nudy wyobcowania obserwują to, co zmienia się na zewnątrz. Dla potencjalnego człowieka, takiego rodzaju okno jest przygnębiające i rodzi współczucie dla obserwatora. Jest teoria filozoficzna, nie pamiętam czyja, która opisuje życie jednostek – niewolników w zamkniętej jaskini. Ich oknem, są cienie rzucane przez przechodniów i zaburzające niedostępne dla nich światło wyjścia. Grupa w zamknięciu obserwuje te cienie i próbuje rozpoznawać. Wytrwali „gracze” rozpoznający je bezbłędnie, z powodu swej długiej alienacji, budzą podziw współbraci ze swojej jaskini. Nagrodą za „wygrany konkurs” jest wyjście poza cień jaskini, wyjście na powierzchnię. To ogromny zaszczyt, który spotyka tylko wybranych, najlepszych ze społeczeństwa jaskiniowego. Takich, którzy w swoim kręgu budzą ogromy szacunek i podziw, którzy są KIMŚ i stanowią podziemną elitę. Wygrany, staje na powierzchni, w tym tajemniczym dla siebie świecie – za oknem. Wygląda ten świat zupełnie inaczej, niż z drugiej strony. Jest dla niego całkiem nieznany, pełen inności. Budzi to w nim przerażenie i jeszcze większe poczucie wyobcowania. Tam był najlepszy, tu jest zagubionym nikim.

beksiński

Coś optymistycznego

Mowa …

Mowa ciała, zalotność, powłóczyste spojrzenia, kokieteryjny uśmiech – każdemu się przytrafiło coś takiego w życiu, przynajmniej raz. Ja takich rzeczy nie dostrzegam, względem swojej osoby. No może nie całkiem nie dostrzegam, lecz pomijam. Ani realnie, ani tym bardziej wirtualnie nie sądzę, żebym był "narażony" na takie zachowania ze strony płci przeciwnej (płeć tożsama z moją, absolutnie mnie nie interesuje w tej materii). Zastanawiałem się, dlaczego w tej kwestii jestem ciemny jak tabaka w rogu, dopóki mnie ktoś nie uświadomi. Pękniecie ze śmiechu, gdy Wam zaraz wyłuszczę swoją teorię, na temat mojego w tym względzie wolnomyślicielstwa. Facet jest zdobywcą, myśliwym, łowczym i to on wybiera potencjalne swoje "ofiary", takie, jakie jemu się podobają. Gdy upatrzy sobie "zdobycz", zrobi wszystko, by ją mieć dla siebie. Domyslam się, że usłyszę tutaj wielki sprzeciw. Dowiem się, że tylko mi się zdaje, że to ja poluję, ale tak naprawdę, to właśnie sam stanowię obiekt, na który ustawia się nagonkę. Ok, ok, myślcie sobie co tam chcecie, nikt mnie z błędu wyprowadzić nie zdoła.

                         brom

MOJE…małe paranoje.

                     …

                       eshe

Jak często, mówisz „moje”? Co jest Twoje? Majtki są moje! Jeśli powiemy o człowieku „mój”, czy to znaczy, że czynimy go swoją własnością? Nie, absolutnie nie! Jeśli ktoś, powiedziałby o MOJEJ kobiecie „moja”, w sensie „jego” – dostałby ode mnie w ryj! Czy gdy mówię: mój kolega, znaczy to, że mam go na własność? Nie, przecież nie mogę go sprzedać, ani odstąpić. Gdy mówię o żonie: „moja żona” – też nie mam Jej na własność. Aczkolwiek, z prawnego punktu widzenia, mam na Nią papier!. I dopóki, nie będę miał innego papiera, to ONA będzie MOJA. Tym samym, ja też jestem JEJ! I niech tylko spróbuje powiedzieć, że ja nie jestem JEJ! Gdy mówię o swoim domu, że jest mój, to jakoś nikt się nie przeciwstawia, każdy przyjmuje do wiadomości, że to mój dom. Wszyscy się czują w tym moim domu jak u siebie, ale jednak to jest mój dom. Trochę zakręcony, jak widać na obrazku, ale wszystkim (prawie) wiadomo, że jaki pan – taki kram. Właśnie na przykładzie swojego domu, chciałem przedstawić pokrętność myśli i znaczenia słowa: MOJE. Niby moje, a jednak każdy jest tam w innej płaszczyźnie, paradoksalnie, i świetnie się komponuje. J

Apage satanas! 15

<p …

Twarze maski i jaja
Oglądamy się codziennie w lustrze, przy goleniu, myciu zębów, i innych zabiegach kosmetycznych
(panie). Przyglądamy się elementom swojej twarzy, zwracamy uwagę na szczegóły, ponoć w nich tkwi diabeł. Czy znaczy to, że obserwujemy diabła? Jaką twarz ma nasz diabeł? I czy w ogóle ma jakąś twarz? Jeśli już nie ma twarzy, jeśli oblicze jest zamazane…Zawsze można kopnąć w jaja, zamiast przywalić z pięści w gębę. I tu pojawia się kolejna przeszkoda. Jeśli ktoś nie ma twarzy, nadaremnie doszukiwać się u niego jaj. /Oczywiście, nie chodzi mi tutaj o jaja w sensie pierwszorzędowych cech płciowych, czyli jądra./ Jak pokonać kogoś, kto pozbawiony jest twarzy? Może w ogóle nie zaczynać z nim „walki”. Może dialog taki jest nonsensowny? Czy w ogóle mamy prawo, kogokolwiek nawracać?

 

stefanie pui mun law

Demony

<p class="MsoNormal" …

Od zarania dziejów, ludziom towarzyszyły demony. Bogowie zła, straszydła, złośliwe chochliki , wiedźmy, czarownice, babajagi (te z numerem, nomen omen ;)), diabły przeróżnej maści, strzygi, upiory, wilkołaki, wampiry, harpie, gnomy, duchy, poltergeisty, topielice, orkowie, trolle, zombi (…) i wiele wiele innych. Odnajdywano je w roślinach, zwierzętach i współbraciach. Rządziły żywiołami, straszyły, przypominały, że trzeba być dobrym. Przewijają się w różnych religiach i legendach, przybierając różne formy i postacie.

Weźmy pierwszego lepszego diabła. Może to być jakiś purtyk z Kaszub, bies, co po polach rządzi, stary diabeł z młyna, chłopski Rokita, szlachecki Boruta, Książę Mefistofeles z Fausta, lub sam szatan Lucyfer z głębi piekieł. Taki dowolny, zwykły diabeł, jest dla mnie postacią bardzo romantyczną. Bardziej śmieszy, niż straszy, polując podstępnie na swoje marne i naiwne dusze. Często, w ludowych przypowieściach, zawierano z nim spółki, podpisywano cyrografy. Diabeł wtedy służył człowiekowi w zamian za swą duszę, która po śmierci trafiała do piekła skazana na wieczne potępienie. Ile to razy, mądry człowiek, przechytrzył takiego głupiego i naiwnego diabła. Zazwyczaj w takich rozgrywkach, ludzka mądrość, dobro i spryt, pokonywały zło, które symbolizował diabeł.

Co znaczyłoby dobro, bez tego tła, jakie stanowi zło? Czy jesteśmy w stanie, zauważyć coś, co nie ma wyrazistego tła? Wszystko w przyrodzie, ma swoje przeciwstawne zestawienie. Elektron ma pozyton, katoda ma anodę, trucizna – antidotum, synonim zaś ma antonim, miłość ma nienawiść, gorycz ma słodycz, cisza ma krzyk, a światło ma ciemność – dla równowagi. I tak dalej, bez końca.

Diabeł zaś, ma Anioła. Nie jestem w stanie określić, który z nich jest lepszy. Pomijając kwestie religijne, wybieram diabła. Anioł jest dla mnie zbyt nudny, zbyt przewidywalny, zbyt uduchowiony. Pojawia się zawsze w takiej samej pozie, jest biały, niezmienny, mówi cicho, nie modelując głosu, nie wyrażając uczuć. Ile to lat minęło, gdy się wkurzył i złomocił Adama mieczem po plerach. Jest jak ktoś z innej planety. Diabeł jest kolorowy, zmienny, przepełniony ekspresją i bardzo wyrazisty. Z diabłem, nigdy nikt się nie nudzi, bo to zlepek wszystkich znanych nam pojęć.

Diabeł kocha i nienawidzi, jest bardziej ludzki – diabeł jest po prostu człowiekiem.

 

borys vallejo

Kameleony i chorągiewki i clowny

<p style="margin: 0cm …

Ludzie są dziwni. Jest tyle ludzkich „portretów” ile dusz. Dziwi mnie, dlaczego psychologia nie jest opłacalna, czyżby nie interesowało nas to, jacy jesteśmy?  Dziś spróbuję nakreślić portret pewnej grupy ludzi, która występuje wszędzie i nagminnie. Widzimy ich w pracy, w domu, wśród znajomych, na czacie i u steru władzy. Chodzi mi o interesowność, o prywatę, o pewien rodzaj wygodnictwa. Domyślam się, że nie jestem zbyt odkrywczy, każdy z nas spotyka w swoim otoczeniu takich ludzi. Chyba bezinteresowność sama w sobie nie istnieje, jest największą utopią i paradoksem. Nawet, jeśli nam samym wydaje się, że coś robimy bezinteresownie, to inni, patrząc na nas „odpowiednio” nakreślą nasze intencje. Zysk wynikający z naszych działań, może być różny. Zazwyczaj z zyskiem, kojarzone są jakieś wymierne wartości, chociażby pieniądz. Moim pieniądzem, są „dobra duchowe”.  Stanowczo wolę wzajemne relacje określać mianem symbiozy. Nie lubię pasożytnictwa, ale często pozwalam się wykorzystać i robię to z całą świadomością.

Nierzadko obserwuję, zwłaszcza na czatach, cudze pasożytnictwo. Zdolność takich osób do stałego przetransformowywania się, w zależności od celu, jaki chce osiągnąć. Raz jest z nami, raz przeciw nam, a raz udaje obojętność. Często tworzy różne koalicje, powtarzając nieustannie konfiguracje układów i układzików. Ja się jeszcze stale temu dziwię, gdy widzę, że ktoś, który wczoraj był przyjacielem kogoś, dziś z zupełnie kimś innym atakuje jak sfora swego wczorajszego koalicjanta. Czasem wydaje mi się, że to jest jakiś wcześniej ustalony sposób na „badanie opinii publicznej”, bo jak wyjaśnić takie zachowania? Ja nie potrafię, albo nie chcę, ponieważ musiałbym wszystkich prawie, z małymi wyjątkami, określić mianem: szuja. Taki kameleon, taka chorągiewka, nie budzi we mnie zaufania. Nawet, gdy tego nie okażę, już nigdy nie patrzę na ten rodzaj osób tak samo, jak na początku „znajomości”.  Powiecie, że czat to gra, zabawa, mało istotny rozdział. Nie jestem przekonany co do tego, że mógłbym się aż tak radykalnie zmienić wchodząc na czat i stać się zupełnie innym, niż jestem.

                 beksiński

Zakończenie: wpis 58 w Księdze Gości.

Zniewolenie

         <img …

        

Nie wiem, czyj to rysunek, znalazłem w sieci.

Podobno dziś jest dzień chłopaka. Dawno już nie jestem chłopakiem, dlatego chciałem Was zapytać, Kobiety, Dziewczyny, Matki, Żony i Kochanki, czy czujecie się zniewolone przez ród męski? Jeśli tak, to chciałbym wiedzieć czym? Osobiście, nie lubię niewolnic, wolę partnerstwo, od podporządkowania się. Ale wiem, że są całe rzesze takich, którzy preferują ten rodzaj "miłości". Nie mam nic przeciwko temu, jeśli obydwie strony mają podobne preferencje. Ale jeśli bym wiedział, że komuś z mojego otoczenia, dzieje się krzywda w ten sposób dokonywana to – zabiłbym "Pana"? Nie miało byc o przemocy w seksie. :). Kontynuuję temat, patrząc szerzej.

Każdy z nas, czuł się kiedyś zniewolony. Zniewalać, znaczy odbierać wolność. Nie wiem, co mówi na ten temat wikipedia, tak pojmuję ten termin ja. Moja wolność osobista jest ograniczana wieloma czynnikami. Pierwszym – najbardziej upierdliwym – jest praca zarobkowa, zwana przeze mnie pieszczotliwie "robotą". Pracuję bo muszę z czegoś żyć, bo ktoś kiedyś, chyba Fenicjanie /żeby ich psrało/, wymyślił pieniądz. Nie kocham pieniądza, wręcz się nim brzydzę, dlatego nie odkładam, a wydaję. Życie jest tak krótkie, a że jestem samolubem, nie bedę nikomu zostawiał w spadku po sobie! Drugim ogranicznikiem mej swobody jest konieczność żarcia. Niestety, nie potrafię jeszcze, odżywiać się całkowicie praną. W zasadzie, obojętne jest mi to, co mówią o mnie ludzie, ale skoro żyję wśród nich i stanowię jednostkę społeczeństwa, to muszę przynajmniej w części, stosować do siebie ogólnie przyjęte przezeń normy. Ograniczają mnie dokumenty, na wszystko trzeba mieć papier – staliśmy się molami, kochamy papiery. Mógłbym tu wymieniać bardzo długo, bo w zasadzie wszystko mnie ogranicza. O ograniczeniach ducha ciałem, już kiedyś napomknąłem. Doszedłem tym sposobem do ograniczenia, jakim jest KOMPROMIS. On nas ogranicza chyba najbardziej. Jest podstępny, mamiący nas pozorami wolności. Sprawia, że wydaje nam się, iż część siebie jednak w nim zachowaliśmy. Gówno prawda! Wijemy się jak piskorz, gdy go ustanawiamy. Rezygnujemy z "siebie", dla szeroko pojętego interesu. Co więc z nas pozostaje, gdy wszędzie jesteśmy zmuszeni do podejmowania większych lub mniejszych kompromisów? Myśli moje są nieograniczone niczym. Myśli, które kłębią się w mojej głowie, myśli, których często nie wypowiedziałbym na głos. Nie z obawy, że się ośmieszę. Sam nieraz dziwuję się swoim myślom. Pytam siebie: co was tu przygnało, w te mroczne zakamarki mojego umysłu? Myśli, których nauczyłem się nie bać, które puszczam luźno, niczym nie krępując. W moich myślach, nie ma żadnych granic. I moja Wiara, pozwala mi na to.

Lustro – pamięć mej duszy

       <img …

       escher

Co widzę, patrząc w lustro, zwierciadłem zwane?  Wierzę, że siedzi tam mój własny, osobisty Diabeł. Skąd ta prawie pewność? To bardzo proste, w patrzeniu zwyczajnym, nie widzę tam nikogo innego prócz siebie. Diabeł mój, imion ma wiele, wiele wcieleń, a każde z nich intryguje mnie odmiennie. Czemu służy diabłowatość? Ona służy ONEMU samemu. W moim patrzeniu w lustro zastanawia mnie jedno. Ja siebie tam poznaję, lepiej byłoby określić, że siebie znam z lustra. Nie potrafię z pamięci odtworzyć wyrazu swoich oczu, zarysu swej sylwetki, nie wiem też ile zębów pokazuję w uśmiechu. Gdy zamknę oczy, obraz się zaciera. Nie mam w sobie narcyzmu, gdy patrzę na swe odbicie, nie widzę pierwszego planu, widzę to, co kryje się we mnie, a czego na zewnątrz nie widać. Widzę tam stare, na co dzień zatarte obrazy z przeszłości, czuję, jak przepływają we mnie opowieści dawnych zdarzeń. Rozpoznaję miejsca, w których coś ważnego zaistniało dla mnie. Takie zwykłe lustro – kawałek kryształowego szkła, pokryty srebrem. Może to przez to srebro, może to jakaś następcza reakcja chemiczna z udziałem moich myśli, wywołuje te wszystkie wspomnienia. Nigdy niczego nie zapominam, niczego, co miało wpływ, na to, jaki jestem dziś. Wielokrotnie, łapię się na tym, że jestem „chory na pamięć”. Chory w pozytywnym znaczeniu. Zapewne są zdarzenia z mojego obecnego życia, które wielu na moim miejscu, chciałoby zapomnieć. Ja nie chcę i nie jest to pamiętliwość, a uczenie się na własnych błędach. Pamiętam zdarzenia z wczesnego dzieciństwa i widzę ówczesnego Diabła.

Zapalam świecę, gaszę światło i czekam…nie myśląc o niczym szczególnym, aby film, który zobaczę  w wyimaginowanej przestrzeni lustra, zainicjował się sam.

 

 

Wartość sama w sobie?

<img alt="" …

Stefan Żechowski

Niezaprzeczalnym jest fakt, że podobają mi się kobiety, mające w sobie pewien rodzaj dumy i wyniosłości. Najlepiej, gdy te cechy mają ukryte w genach. Jeśli do tego dolać trochę humoru i ironii, to już mamy wspaniały koktajl, którym mogę się zapijać do woli. Nie znoszę natomiast typu: "ciotka", który zawsze wie wszystko najlepiej, gdyż przeżył swoje 95 lat. Nie przepadam również za tym, żeby mnie taka "ciotka" ciumkała poszczypując w policzek. Nie mam zaufania do rozchichotanych lasencji, które próbują za wszelką cenę uwiesić się na mojej szyi. Na szczęście, jestem na tyle wysoki, że nie każda jest w stanie tam doskoczyć i podwiesić się. O domorosłych psychoanalityczkach, próbujących namalować mój portret psychologiczny, lepiej wspominał nie będę, gdyż mogę być posądząny o plagiat. Ostatnio bardzo wrze w "zaprzyjaźnionych" linkach o wszelkich kradzieżach tekstów i obrazków.

O czym to ja chciałem…? A piszę tę notkę od wczoraj i jakoś kształtu nadać nie mogę. Myśl moja nie do uchwycenia jest. Dlaczego więc piszę? A bo kuerwa czasem sobie lubię pobazgrolić. Pieprzona sobota!

Jest fajnie

Wpadł …

Wpadł mi w łapy pewien link, popatrzcie, co wynikło, gdy bawilismy się nim z Virtualią:

Wiadomo, że każda ze stron w związku ma jakieś upodobania i każda chce swoje przeforsować.

* Ja nie cierpię spacerów ;)

http://www.grapheine.com/bombaytv/index.php?module=see&l=fr&code=8d5436f9be388e0ee52bd6415e89f75d

* Nienawidzę też być obiektem dla fotografów :]

http://www.grapheine.com/bombaytv/index.php?module=see&l=fr&code=b31a31e4d17f439b0d105999a3791fdc

* Nie ja, wyleguję się w wyrku, do kolejnej nocy :>

http://www.grapheine.com/bombaytv/index.php?module=see&l=fr&code=58309ddcd9837976e757ffaf2fe5a2a0

* Za to zawsze JA jestem katalizatorem :)

http://www.grapheine.com/bombaytv/index.php?module=see&l=fr&code=b89138db3207039a9a01729464b343cc

* Czasem, Ona trzyma mnie na smyczy :D

http://www.grapheine.com/bombaytv/index.php?module=see&l=fr&code=77e851a05c84902fdaf53b8b9abc15a3

c.d.n. ;)

Jak mnie widzicie?

            <img …

            ossian

http://ossian.digart.pl/

Kim jesteśmy my wszyscy, którzy zakładamy anonimowe blogaski? Czy jesteśmy tylko nickami? To chyba sprawa z gatunku osobniczo zmiennych. Jeżeli piszę tutaj, coś "od siebie" znaczy to tyle, że pozostawiam tu, dla potencjalnego czytelnika kawałek T.Ż., czyli mnie. Nie piorę tutaj swoich brudów, do tego celu, sluży mi pralka w łazience. Adres do tego bloga, ma kilka osób. Można je policzyć, na palcach obydwu rąk, nie reklamuję go nigdzie. Nie wiem, co było moim zamiarem, gdy go zakładałem. Nie mam żadnego celu w tym, aby go prowadzić dalej. Nie mam również powodu, aby go wysadzać w powietrze. Może po prostu lubię czasem popisać bzdury. Czy to źle? Moje myśli, są jakie są, zwyczajne myśli, które przelatują przez tysiące podobnych głów jak moja. Nie mam żadnych cudownych objawień w materii zakładania kolejnych notek. Czasem, jest to równoważnik zdania, który utkwi na dłuższą chwilę, czasem, jest to obraz, który gdzieś zobaczę, czasem fragment muzyki, która do mnie dotrze. Bywa, że coś w realu mnie wkurzy, lub zdołuje i odczuję potrzebę napisania o tym. Zastanawiałem się, czy jeśli ktoś z moich realnych znajomych, trafiłby w to miejsce, czy byłby w stanie mnie rozpoznac? Czy rozpoznali by mnie moi wirtualni znajomi? Nie mam pojęcia. Nie wiem nawet, czy gdybym po jakimś urazie, utracił pamięć tego, co było i trafił tutaj, czy sam bym siebie rozpoznał. Cenię sobie to, co niektórzy z Was zostawiają pod moimi notkami, lubię polemizować z Wami, lubię być Panem Sułkiem, dla Virtualii. Cholera, wyszło na to, że ja luię ten blogasek. ;)

Jakość życia

Czy …

Czy ktoś z Was, zastanawiał się kiedyś, jaki mógłby być, jako ktoś przeciwnej płci?

                           silke

Gdybym był kobietą…Nie mam pojęcia, ale mogę sobie wyobrazić, mam siostrę, która jest chyba podobna, do swego brata. Ale nie chodzi mi tutaj o to, jakbym wyglądał, tylko o to, jaki bym był. Podobno w każdym z nas, znajduje się pierwiastek męski, oraz żeński. Żyją obok siebie, wzajemnie się ze sobą przeplatając oraz uzupełniając. I o dziwo, chyba są zgodni ;). Często się mówi, że jesteśmy z różnych miejsc. Mężczyźni są podobno z Marsa, a Kobiety z Wenus. Ja, osobiście, będę się upierał, że jestem z grupy Plejad. Ogólnie, mężczyźnie, przypsuje się stanowczość, zdecydowanie, łatwość w podejmowaniu decyzji, chęć dominacji, wolę walki na "rykowisku" i takie tam, głównie cechy odzwierzęce. Kobieta – to zbiór uczuć, melancholii, lekkości, delikatności, miłości…i cholera wie czego jeszcze.

Gdy zaczniemy bliżej się przyglądać obydwu płciom, to dojdziemy do wniosku, że wszędzie są hybrydy. Oj, skundliliśmy się od czasu, gdy spotkaliśmy się w drodze, pomiędzy Marsem, a Wenus. Zgodnie z prawem ewolucji, musieliśmy się pomieszać. Nasze swoiste "cechy gatunkowe", możemy spotkać w różnym nasileniu u obydwu "rodzajów ludzkich". Mógłbym tu tydzień piać o tym, jakie cechy uzewnętrzniają się u obydwu płci, pomieszanych ze sobą. Już Sztaudynger pisał, że: "Dziś mody nowy etap, każdy to przyzna, że męską jest kobieta, kobiecym mężczyzna". Nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Chciałem tylko zadać sobie pytanie, ile kobiety zostało w KOBIECIE i ile mężczyzny jest w MĘŻCZYŹNIE. Nie wiem, nie potrafię odpowiedzieć.

Ech, gdybym był kobietą…mężczyźni by mnie wielbili, adorowali, rzucali mi kwiaty do stóp, obsypywali mnie bizuterią, łamali sobie z mojego powodu nosy, zabiegali o mnie, gdybym zechciał – byliby delikatni, gdybym zażądał – byliby brutalni…A tak, to co? To ja, to wszystko muszę robić! Ja spełniam zachcianki. ;). I wiecie, co Wam powiem? Pasuje mi to jak nic innego w życiu. :). Ktoś musi być mężczyzną, aby Kobietą mógł być ktoś inny.

Sztuczna inteligencja

<p style="margin: 0cm …

Dużo się mówi o inteligencji.  Uwielbiamy oceniać ludzi pod tym kątem i przypisywać im wartość IQ.  Czym właściwie jest inteligencja?

  • Umiejętnością zapamiętywania
  • Błyskotliwością w posługiwaniu się słowem
  • Zdolnością rozwiązywania trudnych zadań
  • Szybkością w rozwiązywaniu tzw. testów na inteligencję
  • Łatwością kojarzenia faktów
  • Brakiem trudności w przyswajaniu wiedzy
  • Posiadaniem wyczucia chwili

Można by tutaj mnożyć w nieskończoność. Ale nie o to chodzi. Wg mnie inteligencja jest tym, czego żadną miarą zmierzyć się nie da. To zespół cech wrodzonych, które z wiekiem przy odpowiednim traktowaniu, pozwalają stać się człowiekowi KIMŚ.  Dla mnie, człowiekiem inteligentnym, jest ktoś taki, kto posiada szeroką wiedzę, potrafi rozmawiać na każdy temat i w każdym środowisku. Niejednokrotnie, spotykamy się z ludźmi, którzy uchodzą za inteligentnych, lecz brak im wyczucia. Tak, tej podstawowej cechy, którą określamy kulturą osobistą. Jeżeli ktoś, mianuje siebie inteligentnym, w ramach tego „przydomku”, powinien posiadać odrobinę kultury osobistej i empatii dla innych. Podobno maniakalni, seryjni przestępcy, cechują się właśnie wysokim, ponad przeciętną współczynnikiem IQ. Czy zawsze, inteligencja, rozumiana w tym sensie, musi nieść ze sobą zło w jakiejś postaci? I dlaczego, ci właśnie ludzie, posiadający taką bazę, taki potencjał, kierują go w stronę zbrodni?  Utarło się w społeczeństwie, że ktoś, kto jest miły, ciepły itp. – to totalna „dupa” , nawet nie bardzo chcemy takiego słuchać, choćby miał bardzo wartościowe rzeczy do przekazania. Jest jeszcze inny rodzaj „Inteligencji” –  to sztuczna inteligencja. Nie chodzi mi tutaj, o przemysł elektroniczny i inteligentne maszyny. Mówię o ludziach, którzy mają tę inteligencje wyuczoną, bo i tego się można nauczyć. Bardzo łatwo takich rozpoznajemy. Zawsze, na każdym kroku, podkreślają, że są inteligentni, chwalą się nabytą wiedzą i wszystko wiedzą najlepiej.  Nie trawię takich. Jeżeli ktoś mi się podoba, to nie dlatego, że reklamują go w mediach i ma na czole etykietkę: „jestem najpiękniejsza”, tylko dlatego, że JA coś w nim dostrzegłem, co mnie zafascynowało, lub ujęło i zrobiłem to sam, bez pomocy kogokolwiek. Nie ma ludzi bez skazy, nie ma ludzi bez wady, każdy z nas, ma jakąś piętę Achillesową. Nie każdy się potrafi do tego przyznać. Ludzie boją się, że stracą to, co sobie wypracowali, swój image u innych.

Kurde…i koniec veny, inteligencję szlag trafił, a niech to diabli!

        beksiński

Tak sobie czasem myślę…

Znacie…

Znacie zapewne ten kawał o bacy, który na pytanie turysty: co robicie baco, odpowiada:

– Jak mom cas, to siedze i myśle, a jak ni mom casu, to ino siedze.

Akuratnie, w chwili obecnej mam czas…

W zasadzie, tak generalnie, to mało jest rzeczy, które mnie nie wkurwiają. Taka natura, wybuchowa nieco. Nie piszę tu zazwyczaj o czatach, ponieważ jest mnóstwo blogów tego typu. Ja piszę ambaje. Dla przypomnienia: dawn. brednie, androny, mrzonki, niedorzeczności, etym. – łac. ambages: manowiec, wybieg, dwuznacznik. Chyba się dziś wkurzyłem, na pewien nick. Nienawidzę, jeśli ktoś kogoś ocenia i robi to ze 100 % przekonaniem o swoich racjach. Można polemizować, uzasadniać, ale na litość boską nie tonem mentorskim, gdyż umówmy się, na czatach są ludzie zwyczajni. Nie rozumiem przerostu ambicji, ukierunkowanego w naprawianiu wszystkich. Drażni mnie stałe nierozumienie cudzych żartów, co prowadzi do nieustannego korygowania cudzych myśli, sądów i poglądów. Nie twierdziłem nigdy, że "znam" na czacie kogokolwiek dobrze. Naturalnym wydaje mi się, żeby najpierw komuś się przyjrzeć, a dopiero potem, weryfikować jego słowa. Pewien typ ludzi, niestety na wszystko ma gotowy przepis i radę na każdą bolączkę. Pytany, czy nie pytany – zawsze gotowy ustosunkować się do każdej wypowiedzi. Każdorazowo wie lepiej. Upatruje sobie osoby, lub grupy osób i przypisuje im rzekomą wrogosć w stosunku do siebie. Nie dopuszcza mysli, że jeżeli kilka osób, mówi podobnie, to może to być prawda. NIE! Taki osobnik tworzy teorię spisku światowego, że wszyscy się przeciwko niemu sprzysięgli, koniecznie pod wodzą jakiejś silnej jednostki. Potem, taki osobnik przechodzi do kontrataku i zajadle obszczekuję wszystkich, których włączył w swoją wyimaginowaną bojówkę przeciwko sobie. Nie wiem, ale chyba takiemu się wydaje, że jest kimś bardzo ważnym, i wszyscy, którzy go nie wielbią i nie zgadzają się z jego poglądami, są wrogiem publicznym nr 1. Czy taki ktoś, nigdy nie myśłi o tym, że ktoś inny, może po prostu mieć go w dupie? Nie, do takiego nie dociera nic!. Powalony na łopatki, jeszcze się zerwie i ostatnim trzymającym się w szczęce zębem – UKĄSI! Najgorsze jest to, że czuje się z tego powodu bardzo usatysfakcjonowany. Dlatego od dziś mój IGNOR totalny dla takich nicków, Znacie takie, prawda?

      brom

Dopisek: te nicki, to wampiry czatowe. ;)

mikołajki…

Nic nie dostałem, …

Nic nie dostałem, chyba byłem niegrzeczny.

                  

                  

                  

Ale jeśli ktoś, miałby życzenie, np. wycieczkowe…zapraszam tam. Osobiście, chcę ten kamyk…:-))

                     

Własnie w tym miejscu się znajduje. Nie będę opisywał co to jest, każdy może sam poszukać, w końcu jest to drugi co do wielkości monolit na świecie.

                         CHCĘ TEN WŁAŚNIE KAMYK!

I dziś mam prawo zachować się jak dziecko i tupać i wrzeszczeć i ryczeć w niebogłosy! Chcę ten kamyk!

W dniu Twojego Święta…

<img …

Bezpodstawnie, w Dniu Twoich Urodzin życzę Ci uśmiechu, tęczy na niebie, która będzie Ci zawsze przypominać, że nawet zza najciemniejszych chmur zawsze wygląda słońce. Życzę Ci tej pewności, że zawsze o Tobie ktoś mysli, ktoś się o Ciebie troszczy, Życzę Ci abys nigdy nie czuł sie samotny. Zyczę Ci również siły w porzekazywaniu miłości.

I równocześnie dziekuję Ci za każdą wspólnie spędzoną chwilę, za Twoja czułość, za pocieszanie w trudnych chwilach, dziękuje Ci za uczucie jakim mnie obdarowałeś.

A teraz wypijmy toast za jeszcze wiele  takich urodzinowych dni :)

Jak to było…c.d.

Wyczołgałem się z wody, …

Wyczołgałem się z wody, na kamienisty brzeg, zaczerpnąłem powietrza. Śluz zesztywniał na moich łuskach. Poczułem ból, gdy płetwy zamieniały się w namiastki kończyn, paliło mnie wewnątrz, gdy obeschły moje skrzela. Każdy kolejny krok, stawiałem siłą woli. Znalazłem kawałek cienia, ledwo wdrapałem się na drzewo. Odpoczywałem w jego konarach i cieniu. Wieczorem, zrobiło się zimno, w miejsce zrzuconych łusek pojawiła się sierść. Żrenice z wrzecionowatych zrobiły się okrągłe. Włosy wyrastały na moim ciele i odczułem potrzebę posiadania palców zakończonych paznokciami. Podczas skoku na sąsiednie drzewo, zauważyłem, że posiadam bardzo przydatny chwytny ogon. Coraz częściej schodziłem z drzewa, by powrócić do miejsca, skąd wypełzłem na brzeg…wspomnienia…coraz to bardziej wyraziste, coraz bardziej konkretne i układające się w logiczną całość. Będę częściej się prostował, tak wygodniej i szybciej się przemieszczam. O, jaki piękny jest ten świat, dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałem? Patrzę wokół, a oczy me są bardziej bystre, chyba już wiem, o co w tym wszystkim chodzi. Usmiech nikły pojawia się czasem na moich ustach…Popatrzyłem w lustro wody – to ja?! Ależ się zmieniłem, nigdy bym siebie nie poznał. Po cholerę mi ten ogon? Potrafię poruszać się bez niego. I oto jestem – JA. Narodziłem się na nowo, ten sam, lecz inny. Nic nie umknie mojej uwadze, muszę myśleć, by przetrwać. Przyczaję się, gotowy do skoku, cicho z szeroko otwartymi oczyma…To MOJE terytorium, nikt nie ma prawa tu wejść! Tęsknię, tęsknię za Nią. Wiem, że kiedyś tu przyjdzie, przyjdzie do mnie, do mojego kawałka świata. Ona też musiała wyjść z tego samego oceanu, z którego wyszedłem kiedyś ja, tylko w zupełnie innym miejscu. Wierzę w to, że się w końcu odnajdziemy.

odwilż…

<img alt="" …

Chyba już nieco odpuszcza. Wychodzę na "prostą", ale to też jest jakaś krzywa, tyle tylko, że mniej zagmatwana. Nie lubię chodzić zygzakiem, nie lubię pracować na czas, na akord. Pracuję szybko, pod warunkiem, że nikt nie stoi mi za plecami ze stoperem. Nienawidzę przymusu, żadnego, nie lubię robić nic pod dyktando i źle się czuję, jeśli jestem zmuszony do czegokolwiek. Wiem – wszyscy tak mają. :).

Nikt ważny…

<img alt="" …

Często, takie zdjęcia, wyglądają jak kicz. Ale są to prawdziwe fotografie tego, co jest gdzieś daleko. Czasem zastanawiam się, gdzie jest koniec.  Podobno Wszechświat stale się rozszerza. Rozumiemy to, wyobrazić sobie możemy ten ogrom, jako światło rozprzestrzeniające się z jednego punktu-źródła. Tylko dokąd biegnie i jak długo? W którym miejscu można powiedzieć, że to już koniec i czy taki koniec istnieje? Gdy patrzę w usłane gwiazdami niebo, czuję swoją małość. Co znaczą moje gabaryty, przy rozmiarach czegoś większego? Czy wszystko, to kwestia jakiegoś porównania? Własciwego punktu odniesienia? Jak wygląda "mój czas", tutaj, w porównaniu z odległościami mierzonymi w latach świetlnych? Jak wyglądałbym, jako kwant energii na tle tego ogromu? Czas mój, byłby tak krótki, że niemozliwy do zarejestrowania. Jesteśmy takim błyskiem światła, który gaśnie niezauważony. O ile moje "życie" przedstawione jako błysk, jest niczym na tle Nieba, to koniec mój, mojego życia, jest wyobrażalny, prawie namacalny, w punkcie o określonych współrzędnych: T-Ż(x,y,z). A gdzie jest koniec ogromu? Tego nikt nie jest w stanie sobie wyobrazić. Chyba przymierzyłem do siebie rzeczy, których przymierzyć nie powinienem, których przymierzyc się nie da. Oczywiście istnieje wiele teorii i wzorów, które w przybliżeniu mogą nam to COŚ opisać, ale to tylko "szkiełko i oko". Czym więc jesteśmy?… Wszystko jest kwestią doboru odpowiedniej skali porównań :).

Kiedyś, będę tylko wspomnieniem, przelotną myślą u wąskiej grupy takich "Błysków" jak ja, ale i tak nie na długo…w porównaniu z Czasem. Wobec tylu Rzeczy Wielkich – jesteśmy NICZYM.