Ołtarz ofiarny

 

 <img …

 

 beksiński

 

Jak bardzo staramy się upodobnić swojego Boga do siebie, a podobno to on nas stworzył na własne podobieństwo, dlaczego chcemy mu dorównać. Jeśli zauważymy, że dokonać tego nie możemy, zaczynamy kombinować.  Jak bardzo czynimy go przekupnym. Jak bardzo pragniemy go zmanipulować. „Wdowi grosz”, to jest to, co bogom najmilsze być powinno, przyjmując założenia wiar wielu. Z każdego takiego założenia, o dowolnej prawdzie, my ludzie wyskakujemy jak rękawica bokserska na sprężynie, z pudełka.

Wydaje mi się, że nie można odkupić winy żadną ofiarą, chyba że, za taką przyjmiemy zadośćuczynienie. Ale czy my mamy prawo, czy jesteśmy władni określać co tym zadośćuczynieniem będzie? Czy on nam powie, co takim mogłoby być? Nie, nic nam nie powie, bo podobno dał nam wolną wolę i rozum, abyśmy się nim kierowali w swoich poczynaniach. My zaś tak chętnie asekurujemy się, mówiąc, że to on dał nam takie a nie inne pomysły, że nas natchnął myślą cudną, a jak się okazuje, że ta myśl wcale cudną nie była, to stwierdzamy ze zdumieniem, lub wściekłością, że to nie on, że to diabeł. Diabeł, brat boga? Nie chcę, żeby wszystko było postrzegane przez pryzmat katolicyzmu. Używam tutaj pojęć uniwersalnych. Dobro i zło, nie zostało wymyślone przez chrześcijan, nie oni go zrodzili z pierwotnego potoku myśli. Bóg, jako dobro wszelakie świata jest przeze mnie postrzegany jako wewnętrzne sumienie każdego z nas. Ponoć on mieszka wszędzie, dlaczego jest go tak mało w nas samych? Dewocja! Zakłamanie! Hipokryzja!

Ołtarz i ofiara na nim składana bogom, ten wątek, który zacząłem na Forum. Jest jak wiązka światła, która rozchodzi się promieniście w przestrzeni, jak cząstka w pudle potencjału. Błądzi, trafia na niepodatny grunt, przeszywa smugę cienia, by w końcu zginąć i być pochłoniętą przez wieczny mrok. Taka jest żywotność myśli. Pisałem o tym, że jeżeli oddawać coś w ofierze, to tylko to, co jest najcenniejsze. Każdą rzecz, można nabyć powtórnie, każde uczucie natchnąć sobą powtórnie. Nieodwracalnym jest tylko teraźniejsze życie, jeżeli je złożymy w ofierze w jakiejś ważnej intencji, to efektu tej ofiary nie zauważymy już – dlatego sensu w składaniu ofiar nie widzę. A życie swoje, chętnie oddam jeśli będę wiedział, że moim życiem, będzie żył ktoś inny. Nie w sensie, że będzie mną, a w sensie, że będzie mógł żyć sam zamiast mnie. Czy jest to szacunek dla życia innych? Czy jest to pogarda dla swojego życia? Oczywiście, jest to rozważanie czysto teoretyczne, ponieważ nie da się wrócić komuś życia w sytuacji np. wypadku, gdybym nawet w tej samej chwili podciął sobie żyły, chcąc tym samym darować moje życie w zamian.

Dyskusje o Bogach i Wierze, nie mają tu nic do rzeczy, są mało konstruktywne i wprowadzają aksjomatyczne ograniczenia. 

Witchs

 

     …

 

     Idina

Zapewne nie raz, słyszano z moich ust pewne zdanie, które tu przytoczę raz jeszcze: Odkąd zawieszono Świętą Inkwizycję, czarownice mogą się czuć bezkarne! Sezon urlopowy w pełni, w letni czas, można się "nadziać" na wiedźmę praktycznie na każdym rogu ulicy, w każdej knajpie, czy innym dowolnym miejscu. Czarownica, charakteryzuje się tym, że jest odziana w "seksapil", szeroko pojęty erotyzm, powab, urok osobisty i w ogóle jest szałowa. Nigdy nie wiem, czy to Jej urok tak na mnie działa, czy to są Jej czary, czy taka jest w rzeczywistości. Zostawmy dociekanie, jaka jest prawda i gdzie się znajduje, pewnie leży gdzieś w środku. Niektóre z tych czarownic, są po prostu piękne i olśniewające. Ciągnący się za nimi zapach, oraz drobiny tych uroków, powodują, że zapominam, po jaką cholerę znalazłem się w danym miejscu przestrzeni. Wzrok mój rozbiegany, nieco mętny, a spojrzenie oślizgłe. Myśli moje w jednym kierunku są skupione, jak jakaś wiązka w światłow-zw-odzie. Przeciętny mężczyzna, z siłą wodospadu, ulega temu złudzeniu, będąc pod wpływem czarów. Nie wie, jak się nazywa, gdzie dom jego, gdzie dotychczasowe życie. Wlecze się w nieznanym kierunku, jakby ciągnięty na niewidzialnej smyczy, z wywieszonym ozorem (bynajmniej nie od gorąca), używając wszystkich zmysłów, oprócz orientacji w czasie oraz przestrzeni. Ten chwilowy (różna ta chwila dla każdego) zanik pamięci operacyjnej urzeczonego delikwenta, tłumaczy się w różny sposób. Ja Wam mówię jedno: w każdym z nas, drzemie samiec, którego tak łatwo obudzić.

Sens życia, według Monty Pokera

 

 <img …

 

 Andrzej Graniak

http://www.dc.slupsk.pl/GRANIAK/main.htm#1  link do galerii

Według mnie, życie samo w sobie pozbawione jest sensu zupełnie! Skoro rodząc się, no może nie tak od razu, mamy świadomość, że umrzemy i może to nastąpić w każdej chwili, to jaki jest sens podejmowania jakichkolwiek działań? Jestem wyznawcą teorii, że życie nasze, jest pokutą i pewnego rodzaju czyśćcem. Przychyliłbym się do stwierdzenia, że nasze „dusze” wybierają sobie kolejne inkarnacje, bo jak wytłumaczyć pewne spotykające nas „złe” zdarzenia? Gadają, że cierpienie uszlachetnia, że gdy cierpimy, wznosimy się na wyższe poziomy życia duchowego, że przeżywając kolejne wcielenia, doskonalimy swoją duszę. Tylko wtedy, mógłbym się dopatrzeć jakiegokolwiek sensu w tym, że jestem tutaj, pomiędzy innymi ludźmi. Oczywiście, teoria inkarnacji, jest jedną z możliwych przyczyn „trwania” życia na Ziemi. Nie jestem w stanie opisać tutaj wszystkich, które do mnie w jakiś sposób „przemawiają”, gdyż jak wiadomo wszystkim, nie lubię długich wywodów. Niech no ja w końcu uwolnię się od tego ciała, które mnie czasem tak mocno uwiera. Niech no ja „poznam” wszystkie doświadczenia swojej niematerialnej części. Niech ja poznam przyczyny, dla których wybrałem tę, a nie inną karmę. Nie to, żebym był niezadowolony z życia swojego, ja chcę zrozumieć, po jakiego chuja wafla ja się tu znalazłem powtórnie, bo wiem, że kiedyś już tutaj byłem.

 

 

Pentagram i inne

 

  <img …

 

  z sieci

Każdy wie, co symbolizuje Gwiazada pitagorejska, potocznie zwana Pentagramem. Tym znakiem, pozdrawiali się i rozpoznawali pitagorejczycy, kreśląc go na piasku, jak pierwsi chrześcijanie znak ryb. Geometrycznie, jest to pięciokąt foremny, którego boki przedłużono do powstania trójkątów równoramiennych. Ta figura geometryczna, spodobała się satanistom, nie wiem dlaczego, jest przecież doskonała. Skąd wzięło się w ludziach, przypisywanie znaków różnym zjawiskom, ruchom? Podobnie jest z pasywką, ze swastyką, z każdym godłem narodowym, z flagą o określonych barwach, hymnem. Każda firma, zaczyna od znaku firmowego, który jest zastrzeżony. To tak, jak nazwisko i herb rodowy. Czy te symbole wyrażają chęć wyodrębnienia się z szarej masy? Chęć zaznaczenia swojej obecności? Stanowią jakby tatuaż, który ma trwać wiecznie i coś mówić o jego posiadaczu, jakoś go kojarzyć, sklasyfikować. Dobra marka i jej symbol, jest tym, co każdy chciałby mieć na właśność. To coś, co jest rozpoznawalne i budzi ogólny szacunek. Czy historię ludzkości, można zobrazować tego typu symbolami? Jestem pewien, że tak. :)

Skojarzenia…

 

 <img …

 

 giger

 

Był taki dowcip, o skojarzeniu z białą chusteczką. Gdy gorąco wali mi na dekiel, mam przeważnie takie skojarzenia i nic na to nie poradzę. Oczywiście, mógłbym wykonać kilka telefonów i udać się, na znane mi „dzikie baby”, ale …

Nie mam tu na myśli przedstawicielek najstarszej profesji świata. Podobno, każdy facet z tego typu usług korzystał, lub skorzysta. Jak dotąd, na szczęście lub nie, nie jestem zmuszony być każdym. Nie chodzi o to, że jestem kutwa i sknera, który to woli, aby bozia obraził się na niego, jak niegdyś na Onana, a grosza za usługę skąpi. Nie to, że nie potrafię podejść do sprawy czysto „na sportowo”. Nie to, że jestem taki uczciwy do urzygania i czysty jak kryształ, że tylko obrączka ślubna gwarantuje moje wzwody. Nie to, że ciągną się za mną powłóczyste spojrzenia dam, w każdym miejscu, w którym się znajdę i wystarczy, że kiwnę palcem, a każda na mnie leci. Nie to, że wiara, lub jakieś wpojone mi zasady etyczne, mimo wszelkich mych chęci nie pozwalają mi na korzystanie z tego typu usług. Nie to, że nie jestem ciekaw, jakby takie spotkanie wyglądać mogło, ale …

Jest coś, co powstrzymuje mnie, od tego kroku, odkąd poczułem „wolę bożą”. Coś, czego jednoznacznie nazwać nie potrafię. Sądzę, że to samo coś, powstrzymuje mnie od skorzystania z szaletów miejskich, lub dworcowych. Zawsze, gdy musiałem z takiego przybytku skorzystać, bez względu na panujące tam warunki, czułem ogromny dyskomfort już po, obsesyjnie wręcz, kilkakrotnie myłem ręce, a najchętniej, wskoczyłbym cały pod prysznic, nie zdejmując ubrania. Zapytacie, „czym się różni sex za pieniądze (z prostytutką), od sex’u dla sportu (z dziką babą)”? Nie sądzę, abym był w stanie w zadowalający Was sposób odpowiedzieć na to pytanie. Dla mnie, różni się o całe niebo! Ja to czuję w sobie.

Celowo pomijam tutaj inne, najważniejsze dla mnie względy, jakimi są dla mnie w chwili obecnej, między innymi:

– ktoś mi ufa w tej materii (co nie znaczy, że po przeczytaniu tej notki, nie da mi w ryło),

– nie czynię drugiemu tego, co mogło by być niemiłe dla mnie, gdyż sam komuś ufam w materii tej samej,

– jeśli mówię  Jej, że kocham, to robię to „z dobrodziejstwem inwentarza” i biorę odpowiedzialność za wypowiedziane słowa

– dorosłem w końcu do słowa, którego brzmienia nie lubię, siadłem na dupie i jest mi z tym bardzo dobrze!

 

 

 

Rzeczywistość jest MOJA!

 

 <img …

 

 royo

 

Obudziłem się, od nadmiaru snu, który powoduje ból głowy. Czułem gorąco rozwijającego się dnia i duchotę nadchodzącej burzy. Czekałaś już na mnie Ty, Moja Rzeczywistość. Cierpliwie skupiona, czasem namolna, wpatrzona we mnie, jak w idola. Gotowa do skoku, czujna i zwarta. Oczy Twe szare, przenikliwe, o gadzich źrenicach kłuły mój byt nijaki. Nastrój mój, zależy od Ciebie, dziś chcę wymusić Twój śmiech. Odłóż ten miecz na bok i ściągaj przyłbicę. Nie zaciskaj tych warg na siłę, pozwól, aby ułożyły się zgodnie  z Twoim nastrojem, widzę go w Twoim spojrzeniu – zdradza go błysk w oku. Mogłabyś czasem oczyścić zbroję. Umyj ręce, masz na nich zaschniętą moją krew. Przecież nie musisz stale ze mną walczyć, przecież i tak jesteś MOJA, choćbyś tak bardzo przede mną się broniła, choćbyśmy staczali nieustannie nierozegrane do końca bitwy. Nie wygrasz ze mną, możesz mnie tylko zranić. Nie jesteś w stanie mnie zabić. Ja dla Ciebie jestem Nieśmiertelny. Ty żyjesz tak długo, dopóki ja zechcę. To ja nadaję Ci kształt. Ja ubieram Cię we wszystkie żywioły. Ale to Ty mną zawładnęłaś, bo ja Ciebie kocham! Kocham za całokształt, za wolę walki, za upór, za zadziorność, za próby, które na mnie uskuteczniasz, za Twoje fochy, przy których muszę zginać kark. Radzę Ci nie przeginać. Mogłabyś czasem dotknąć mnie delikatnie i zmieszać się ze mną w ten sposób. Ściągaj tę zbroję i nie udawaj „czarnego rycerza” bo nim nie jesteś!

(…)

Joker, czyli czarny koń

<img style="width: …

achilleos

Rozważania czysto teoretyczne.

W każdej talii jest taka karta, lecz nie w każdej grze, musimy ją wyciągać, nie w każdej można. Moc Jokera, zależy od tego z kim i w co gramy. Płeć Jokera nie jest określona jednoznacznie, tak samo jego pozycja. Nasz własny „czarny koń” może zdeptać nas kopytami, w ogóle tego nie zauważając. Czy śmierć pod takimi kopytami, daje nam satysfakcję? Czy śmierć, w ogóle może dać komukolwiek satysfakcję? Może tym, którzy zachowali życie? Czasem wpadamy w letarg i nikt wtedy nie wie, czy jeszcze żyjemy. Sami nie bardzo możemy być tego życia świadomi. Gdy się obudzimy i rozejrzymy w koło możemy nie rozpoznać otoczenia i sami możemy być nierozpoznani. Może to oznaczać, że utraciliśmy swoją tożsamość. W takiej sytuacji, wypracowujemy sobie nową tożsamość, często ze starymi Jokerami.

 

Solo flight

 

      …

 

      escher

 

Wspomnienia przewijają się przez głowę, jak chmury po dzisiejszym niebie. Są tu cumulusy, cumulonimbusy, stratusy, cirrusy, nimbusy, nimbostratusy. Cała gama wspomnień, a każde jest inne. Inaczej pachną, inaczej smakują, inaczej dotykają, są inaczej zabarwione. Jedne wywołują salwy śmiechu, inne uśmiech oczu, jeszcze inne przeszywają boleśnie podroby. Co do niektórych, chciałbym mieć zanik pamięci, inne chciałbym, żeby zawsze gościły w moich myślach. Pamiętam wiele, skłamałbym, że wszystko. Po latach, te same wspomnienia nabierają innego wyrazu. To, co kiedyś wywoływało wielkie emocje, dziś często mnie śmieszy. Zdarzenia, które miały mnie zabić, nie zabiły mnie, a zostały zapisane w mej pamięci, jako sygnał ostrzegawczy. To, co kiedyś wywoływało moje zażenowanie, dziś mnie śmieszy. Stają mi przed oczyma sytuacje, których teraz zapewne nie pamięta już nikt. Widzę małego chłopca, jego smutki, dziecięce radości i wielkie – małe strachy. Widzę młodego wyrośniętego chłopaka, który śmiało i pewnie wkracza w dorosłe życie ze swymi rówieśnikami, pamiętam jak to życie udziela mu kilku lekcji pokory. Czuję teraz to, co on wtedy czuł. Widzę młodego mężczyznę i młode kobiety. Pamiętam dokładnie, gdy przekraczał kolejne „granice dorosłości”, jak śmiało łamał każde tabu. Czuję jego poparzone palce, przeżywam jego rozczarowania. Odlatuję z nim razem pierwszy raz w chmury, czuję tę samą euforię, czuję ją do dziś, pamiętając zapach tamtych perfum i muzykę tamtych lat. Miejsca, które „naznaczył” sobą są bliskie i mnie. Tyle twarzy, których dziś mógłbym nie rozpoznać. Twarzy, których dziś już nie zobaczę – to bliscy, którzy odeszli. Myśli o nich są ciepłe i nostalgiczne, pogodziłem się z ich odejściem. Fotografie, przedmioty – każde ma jakąś historię. Dziś, gdy połowa życia za mną, zastanawiam się, jakie jeszcze wspomnienia dołożę do swojego albumu i ile ich jeszcze będzie. Kto to wszystko spamięta, gdy moja twarz odejdzie w zapomnienie? A na cholerę komu cudze wspomnienia?

 

The handeg man

 

 <img …

 

 royo

Życie często jawi się do dupy, gdy nagle jak z gejzeru, który długo szykował się do erupcji, wybuchają parzące nas dotkliwie zdarzena. Nie zawsze zadziała prosty łuk odruchowy, dający sygnał do odwrotu, przed takimi faktami. Często kierowani sympatią, współczuciem, oraz bezsilnością przeradzającą się w w gniew i chęć odwetu, stajemy w miejscu i pozwalamy, aby to wszystko nas dotykało. Nie potrafię określić, czy jest to próba odcięcia się od wszystkiego, co sprawia ból. Ból, który w pewnym momencie staje się nie do zniesienia. Ból, który do granic wydawałoby się niemnożliwych, naciąga nasz próg wytrzymałości. Może jest to próba stawienia czoła przeciwnościom, z którymi tyle lat bezskutecznie się borykaliśmy. Może w stale nawarstwiającym się stresie i dołku, w końcu trafiamy na miejsce, na którym możemy się oprzeć. Gdy ugrzęźliśmy już tak głęboko, iż stoimy w punkcie wyjścia, w którym nie ma już nic poza – to czas na zmiany. Nastąpiła ta pora, gdzie wszystko należy przewrócić do góry nogami.

Powodzenia :)

Złoty podział

 

 <img …

 

 leonardo da vinci

Gdyby tak zastosować to pojęcie, do odzwierciedlenia otaczających nas układów? Co można powiedzieć na ten temat? Chyba tylko jedno: jeszcze się taki nie narodził, który by wszystkim dogodził. Obliczenie "złotego środka" w kwestii układów międzyludzkich, jest bardzo trudne. Jeśli weźmiemy pod uwagę dwie osoby, też często trudno dojść do konsensusu, zostaje kompromis. Może być byle jaki, z którego każda z tych osób wyjdzie z niesmakiem lekkim. O wiele trudniej jest dojść do wspólnego zdania, gdy dochodzi doń wiele osób. Jest to wręcz niemożliwe. Ilość punktow spójnych do odnalezienia rośnie w postępie arytmetycznym. Każdy z "grupy" ma swoje oryginalne zdanie na dany temat. Jeśli tych tematów, dla których szukamy wspólnych punktów, jest więcej i jeśli te wszystkie płaszczyzny nałożymy na siebie, to nie powstaje nic konkretnego. Mamy jedną wielką chaotyczną plamę. Wiemy, co się dzieje w obrębie takiej plamy.

Vale et me ama

 

 <img …

 

 hubble

Moja wina i zaniedbanie w tym, że nie dyskutuję z Wami tutaj ostatnio i rzadko piszę coś u Was. Czytam wszystkie komentarze i milczę. Jestem zmęczony, na urlop nie mam co liczyć w najbliższym czasie. Nie użalam się nad sobą, to w ramach informacji. To co na obrazku, to galaktyka Andromedy, uwielbiam te zdjęcia, mogę w nie patrzeć godzinami, łączyć jasne punkty w przeróżne układy, widzieć to, czego tam nie ma. Wyłączam się wtedy zupełnie, zapuszczam w tle jakąs muzykę i patrzę, aż obraz zaczyna się poruszać, jak wiruje i pulsuje, jak się zmienia na moich oczach, albo tylko w mojej głowie. Czy pisałem już, że dobrze mi tu z Wami? Jest spokój, nikt się nie użera, nikt nie atakuje, każdy pisze, co chce, jak chce i kiedy chce. Nikt nic nie musi. Lubię Was. :)

http://www.youtube.com/watch?v=2oyhlad64-s&mode=related&search=

 

Gaudeamus igitur, iuvenus dum sumus!

 Mutanci?

 <img…

 Mutanci?

 giger

 

Też kiedyś przyjmowałem się do swojej pierwszej pracy. Zawsze robimy coś pierwszy raz i nigdy nie możemy być pewni, że nam wyjdzie. Nie piszę tu o fizjologii, bo tę opanuje każdy, debilny nawet. Zastanawiam się tylko, skąd w młodych ludziach, po Uniwersytetach im. Józia Kuciapy w Psiej Wólce, aż tyle poczucia własnej wartości w sensie posiadanej wiedzy. Nie lubię oceniać ludzi, pod względem tego, co mają pod kopułą. Ale niestety, moja praca często tego ode mnie wymaga. Gdy widzę kogoś, kto ma minę najmądrzejszego w klasie, najpiękniejszego w całej wsi i najinteligentniejszego w szkole specjalnej, to mi się scyzoryk w kieszeni otwiera. Nigdy nie skazuję nikogo z góry,  w myśl jakiegoś założenia, na straty. Jestem cierpliwy we wprowadzaniu ich do nowych zajęć. Wielokrotnie tłumaczę, czasem wprost „na bułkach”. Zawsze odpowiadam na każde najmniej sensowne pytanie. Wymagam tylko myślenia, nad tym, co robią. Żeby odpowiedzieli sobie, dlaczego tak, a nie inaczej. Jeśli sami znajdą odpowiedź, na przynajmniej 20 % pytań, które im się nasuną (o ile się nasuną), to już połowa sukcesu. Ale co zrobić, gdy pewny siebie młody człowiek, wchodzi, jakby pozjadał wszystkie rozumy, jakby właśnie odebrał Nobla z jakiejś trudnej dziedziny nauki, a nie potrafi pełnym zdaniem odpowiedzieć na moje najprostsze kurtuazyjne pytanie? Jeśli nie potrafi w kilku zdaniach powiedzieć co dotychczas robił i miota się, dukając przede mną, dalej z tą swoją miną najmądrzejszego? Co mam pomyśleć, jeśli w najprostszych słowach, tłumaczę podstawowe zasady i napotykam wzrok, tęskniący za rozumem?

Ręce, tudzież inne członki mi opadają.

 

 

Andromeda i Potwór i Perseusz

   

 Dla M :) -…

   

 Dla M :) – wariacja na temat.

    dore

Czarując słowem, rysujesz w umysłach męskich obraz siebie niedokończony nigdy. Wychwalają Cię, rozpoznają, zabiegają o Ciebie. Połowa czata "omdlewa" na Twój widok w niemym zachwycie – to ci z przewagą testosteronu we krwi, druga połowa zgrzyta nienawistnie zębami zalana krwią – to Nereidy, córki Posejdona. Sława niebiańskiego piękna Twojego głosu zatacza coraz szersze kręgi. Nie wiem, czy budzi to w Tobie lęk, czy napawa Cię radością i dumą. Dużo słów wzbudzających w drżenie czułe struny, jakbyś chciała przeprowadzić doświadczenie na wytrzymałość. Jedna z tych strun pęka nagle. Rodzi się wielkie poczucie zagrożenia, należy Cię oddać na pożarcie Potworowi, by przywrócić dawny spokój i odkupić cudze winy. Zawieszona prawie w próżni, przykuta do skały, widzisz jak się zbliża do Ciebie. Czujesz jego obecność i słyszysz złowrogie pomruki. Nie masz swoich szat, jesteś naga jak pozorna prawda o Tobie. "Wyrzeknij się rozumu, a będziesz latać niebem jak Perseusz", który wydrze Cię z łap Potwora. Bywają historie, które mają szczęśliwe zakończenia. :)

W cieniu ekshibicjonizmu

 

Zastanawiałem się …

 

Zastanawiałem się czasem, czy to, co tutaj wypisuję, to jakiś rodzaj ekshibicjonizmu. Wszystko to zależy od tego, co przez to pojęcie rozumiemy. Definicję ekshibicjonizmu in statu nascendi, można sobie wygooglować lub wywikipediować. Jeśli piszę tu o tym, jak postrzegam świat, gdy sprzedaję swoje myśli, wystawiając je na widok publiczny, to chyba trochę jest to pewien rodzaj ekshibicjonizmu. Wiem, że są tematy, których tu nigdy nie poruszę. Nie dlatego, że mam coś do ukrycia przed światem, nie dlatego, że są to rzeczy ogólnie przyjęte za wstydliwe, a dlatego, że są tylko moje, no może kogoś jeszcze. Widziałem wiele blogów, choć przyznam, że wyszukiwanie nowych, nie jest moją pasją. Myślałem, czy to, co w nich napisano, to prawda, czy to „fikcja literacka", którą autor stworzył „dla potrzeb filmu". Bywają tematy „chwytne", bardzo kontrowersyjne, szokujące – takie, które przyciągają czytelnika. Nie jestem pruderyjny, nie zacietrzewiam się, gdy coś w tym stylu przeczytam, nie fukam ze świętym oburzeniem, nad śmiałością autora – czytam tekst i oceniam go, pod względem „przydatności" dla mnie. Zdaję sobie sprawę z tego, że blog, dla pewnej grupy „blogujących" jest jedynym miejscem, w którym mogą wyrzygać z siebie, swoje czasem mroczne tajemnice, których nigdy nie wyjawili by drugiemu człowiekowi w oczy. Gdybym poruszył tutaj, jakiś temat z gatunku „tylko moich", poczułbym się, jakbym sam przeprowadził na sobie wiwisekcję – poczułbym się źle. Staram się być neutralny w tematyce, którą poruszam. Co przez to rozumiem? Sam nie wiem tak dokładnie. Piszę, co mi się w danym momencie nasunie. Jak każdy, mam lepsze i gorsze nastroje, co chyba widać w moich notkach. Nie mam zakończenia. Uciekło mi, pisałem w bebechach bloga – jak zwykle – i mój komputer się zawiesił. Wściekłem się z tego powodu, ponieważ piszę teraz wszystko od początku, a nie pamiętam co napisałem wcześniej. Rzeczy małe, zawsze doprowadzają mnie do szału.

 

giger

 

 

Naturalny dobór przeciwnika

 

  <img …

 

  H.R.Giger

Od czasu do czasu narasta w człowieku potrzeba "odmierzenia" własnych sił. Wybiera wtedy walkę wręcz, gdyż tylko taka da mu odpowiedź na pytanie: "czy wciąż jestem tak silny, jak ostatnim razem". Człowiek bywa wtedy bardzo przebiegły i próbuje oszukać samego siebie, poprzez wybór "godnego przeciwnika". Najlepszym dla takiego sprawdzianu wydaje mu się ktoś, z kim mierzą się prawie wszyscy poszukujący potwierdzenia swojej "mocy" – taki lokalny "chłopiec do bicia", ktoś w stylu "klasowej ofiary".

bili się z nim Wielcy

skakali po nim mali

dlaczego ja miałbym nie kopnąć

skoro wszyscy z nim wygrywali?

Ku ogólnej uciesze gapiów i konsternacji nielicznych, sypie człowiek świeży piasek lub trociny na arenę objazdowego cyrku. Rozpoczyna się wielki gag, którego scenariusz jest zawsze taki sam. Ofiara jest kąsana przez wygłodniałe atakujące stado. Najpierw krótka rozgrzewka i gremialny atak – publiczność szaleje. Chłopiec do bicia, jest naiwny do bólu wszystkich trzewi. Wydaje mu się, że stanowi bożyszcze tłumów i jest w stanie odeprzeć każdy atak, nawet zbiorowy. Jest pewien zwycięstwa, podsycany podszeptami swoich "zwolenników". Człowiek ze swoją świtą, ma zwycięstwo w kieszeni. Po to przecież wybrał tego właśnie przeciwnika. Każdy ze sfory człowieka, pragnie ukąsić i uszczknąć dla siebie, kawałek jego chwały.  Gra toczy się zgodnie ze scenopisem, trwa określoną ilość czasu, po czym rozmywa się. Każdy schodzi z areny jako zwycięzca, przynajmniej według swojego subiektywnego odczucia. Nie widać jednak laurów, nie słychać huraganowych oklasków. Jest tylko cisza, zarówno wśród aktorów, jak i pomiędzy widzami. Przypadkowy obserwator, dostrzega przegraną po obydwu stronach, które w głębi duszy, też czują się przegrane, lecz nigdy się do tego nie przyznają. Cierpko-kwaśny uśmiech.

 

 

Je suis tres fatigue

 

        …

 

               żechowski

Kobiecie zawsze przystoi zmęczenie, mężczyzna ma być zawsze silny.  Zmęczona kobieta może sobie pojęczeć, mężczyzna zmęczenie powinien ukryć za uśmiechem. Z drugiej zaś strony: Jednakowo przychodzą z pracy, on zazwyczaj więcej zarabia, zajmuje wyższe stanowiska. Wracają do domu i mają dosyć. Jedno z nich, po drodze robi zakupy (albo tylko Ona). Jedno z nich, robi coś do żarcia (albo tylko Ona). Jedno z nich porządkuje poranny rozgardiasz (albo tylko Ona). Jedno z nich, rozkłada się przed telewizorem (albo tylko On). Jedno z nich czeaka, aż mu podadzą kawę (albo tylko On). Jedno z nich pyta dzieci, jak tam w szkole (albo tylko Ona). Jedno z nich uskutecznia drzemkę (albo tylko On). Jedno z nich nastawia pralkę (albo tylko Ona). Jedno z nich czasem naprawi coś, co się urwało (albo tylko On). Jedno z nich ma prawo wyjśc ze znajomymi po pracy (albo tylko On). Jedno z nich robi generalne porządki (albo tylko Ona). Jedno z nich ma prawo mieć czas tylko dla siebie (albo tylko On). (…)

Wszyscy znamy takie schematy, sądzę, że właśnie takie są relacje w większości starych dobrych małżeństw. Bywa też zupełnie odwrotnie, niż to "przedstawiłem" – ale to wyjątki, potwierdzające regułę. Zdarza się w niewielkim procencie, że "czynności" rozkładają się równomiernie. Skrajni powiedzą, że mężczyzna jest po to, by upolować bizona, a kobieta po to, by go przyrządzić i podać mężczyźnie. Te czasy, dawno już minęły, dziś nie poluje się na bizony w dosłownym tego zwrotu znaczeniu. W XXI wieku, wszystko się pomieszało i wyrównało. No, prawie wszystko, są role, które trudno zamieniać. :)

Inaczej się ma sprawa, jeśli do wszystkich wykonywanych czynności, jest w domu tylko jedna osoba, która stanowi niesparowany elektron, często zwany wolnym strzelcem.

Toy story

 

        …

 

            

Lubimy się bawić, od najmłodszych lat absorbują nas różne zabawki, gdy doroślejemy określamy ich kształt – nazywając swoim hobby, swoją pasją. Czasem jest to tak wielka miłość, że przyćmiewa wszystkie inne. Nie ma chyba na świecie takiego zjawiska, takiej rzeczy, która nie miałaby swojego zwolennika. Ludzie ganiają za tornadami, uprawiają niebezpieczne sporty, kolekcjonują dziwaczne przedmioty, gromadzą tytuły, pasjonują się nauką, sztuką, czy w końcu mają pierdolca na punkcie sportu. Bywa, że dziwi nas czyjaś pasja, wtedy stukamy się palcem po głowie, myśląc: ależ z niego wariat.  Niezrozumiałe są dla nas cudze pogonie za "miłością ich życia", dalibyśmy się jednocześnie pokroić na kawałki dla swojej własnej – co wydaje nam się naturalne. Nikt nie potrafi ustawić w szeregu wszystkich pasji, od najwznioślejszej, do najpodlejszej, bo i nie ma takiej potrzeby, a lista w ten sposób sporządzona, nigdy nie będzie właściwa dla każdego. Nie życzyłbym nikomu, aby natknął się na kogoś, którego pasją jest zabawa drugim człowiekiem.

The moon

 

 Księżyc…

 

 Księżyc – XVIII

 

 royo

 Swiat mistyki, świat iluzji, jakże tajemniczy, tak bardzo nieuchwytny. Księżyc intryguje, nie tylko w Tarocie. Jego cykliczność przemian w kolejnych fazach. Jego pokazywanie się tylko z jednej strony. Symbolizuje fantazję, oraz wyjątkową intuicję. Ostrzega przed ukrytymi wrogami, nierzadko pod postacią przyjaciół, jakimi dla człowieka są psy. Canis, może dotkliwie obszczekać, może ukąsić, by potem zawyć lub zaskowyczeć w celu wzbudzenia naszej litości. Wilk, to oswojony pies, lecz nigdy nie pozbędzie się swojego wrodzonego instynktu nieufności. Noc i światło księżyca, czasem w nim możemy więcej zobaczyć, gdyż wyostrzamy pozostałe zmysły, jesteśmy bardziej czujni nocą, niż za dnia. Odkrywamy różne tajemnice, kierując się dostępnymi środkami poznania, również tymi pozazmysłowymi. Rozsiewamy wokół siebie księżycowy pył, można go zobrazować naszą indywidualną aurą, która jest niepowtarzalna, jak linie papilarne. Jeśli ktoś widzi aurę, ten wie, o czym mówię. Cudza aura może nas przyciągać w nieprawdopodobny sposób – w tym tkwi magia drugiego człowieka. Cudza aura, może nas także osłabiać, pozbawiać energii, określamy to mianem wampiryzmu energetycznego. Gdy posiadamy intuicję, możemy się obronić przed działaniem takiego człowieka, którego on sam, może być nieświadomy.

Księżyc, to srebro, a ono ma niepowtarzalny wdzięk i blask. Nie musisz wszystkiego mówić, sam się domyślę, wystarczy, że skorzystam z Intuicji, której nie należy bagatelizować. Mówi się, że intuicją obdarzone są przede wszystkim kobiety, lecz każda reguła na swoje podparcie ma wyjątki, odstępstwa od ogólnie przyjętych norm. Księżycowy człowiek, jest zamyślony, pozornie oderwany od konkretnej rzeczywistości. Skupienie i słuchanie wewnętrznych głosów, wymaga wyciszenia – tylko wtedy jesteśmy w stanie zrozumieć, o czym woła do nas każda z naszych świadomości. Masz TEN zmysł, potrafisz je usłyszeć nie tylko podczas snu.

W chwili obecnej i w chwilach poprzednich, nie jestem w stanie usłyszeć, co do mnie mówi, potrzebuję wyciszenia, lecz nikt nie potrafi mi go dać, muszę osiągnąć ten stan sam. Póki co, balastuję na linie i od pewnego czasu, robię to zbyt często. Basta!

Fraktalnie

 

Jest …

 

Jest wiele pojęć, z którymi spotykamy się przypadkiem, które gdzieś się otarły o naszą pamięć, lecz nie potrafimy ich "od strzału" zdefiniować. Dla mnie takim pojęciem był wczoraj "fraktal". Coś mi zagrało, coś zadzwoniło, lecz nie potrafiłem tego upchać w żadną konkretną dziedzinę.  Fraktalem łupnął we mnie Cudo – dzięki. Ile jest zjawisk i pojęć, których nie jesteśmy w prosty sposób opisać i przybliżyć naszemu rozmówcy? Po pobieżnym "luknięciu" w kilka linków, dalej nie potrafię w prosty sposób zdefiniować tego słowa, zjawiska. Na pierwszy rzut oka, wydaje się prawie "wszechobecne". Czy ktoś pomyślałby , aby "dorabiać" teorię do kleksa?

"Pojęcie fraktala jest ważnym elementem teorii chaosu". No proszę – i mnie udzielił się ów chaos pierwotny. Podczas przeglądania "przykładowych" fraktali, zaświeciła mi się żarówka we łbie. Nasze życie i zjawiska, które mu towarzyszą to jeden wielki fraktal. Dziwaczne odwzorowania, pozornie nie mające matematycznych podstaw, może graniczące ze sztuką. Będę się upierał, że w swej ścisłości, matematyka jest nauką humanistyczną. Nonsens? Nie mam pojęcia, czy właściwie "kombinuję", ale nie jest to tutaj takie ważne. Mnie, fraktal kojarzy się z krystalografią, z przemianami fazowymi, oraz z mandalą. Na codzień, nie zauważamy żadnych podstaw – czy to filozoficznych, czy matematycznych, czy innych – w żadnym z naszych prozaicznych działań. Gdy włączamy czajnik, nie zastanawiamy sę nad tym, że musimy zawartej w nim wodzie dostarczyć tyle energii, aby doprowadzić ją do wrzenia – a przecież robimy to wielokrotnie, podczas dnia. Gdy coś dźwigamy i przenosimy to na inne miejsce, nie liczymy uprzednio siły i energii, jaką musimy włożyć w tę czynność. Gdy bezmyślnie lejemy wodę z kranu, nie zastanawiamy się, kto ją potem oczyści i w jaki sposób. Niby wiemy, co się wokół nas dzieje, lecz rzadko opisujemy to matematycznym równaniem, filozoficzną prawdą, czy pojęciem z pogranicza sztuki. Czy to znaczy, że: "wiem, że nic nie wiem"?

                     zbiór Mandelbrota

 

Sprawiedliwość

 

 </…

 

 

royo

Justice XI

"Wagą zabraną Temidzie, bawimy się w sprawiedliwość. Na jednej szali Zło kładziemy, na drugiej Dobro i Miłość." Nie wystarczy położyć na szali Dobro, bo to zbyt mało, należy dorzucić Miłość, by przeważyć Zło.  Pozornie, sprawiedliwość oznacza spokój i równowagę. Do ważenia potrzebna jest niezwykła precyzja. Jeżeli jej zabraknie, któraś ze stron, czuje się oszukana. Trudno obiektywnie ocenić innych, lub sprawy z nimi związane. Obiektywizm w ocenie, symbolizuje przepaska na oczach – nie możemy wiedzieć wszystkiego, co nas samych nie dotyczy. Czasem, gdy los pozbawi człowieka któregoś ze zmysłów, rewanżuje mu ten brak "lepszym odczuwaniem" innym zmysłem. Stąd niewidomi o absolutnym słuchu, np. Jaka jest ta sprawiedliwość dla nas, a jak odbiera ją nasz "przeciwnik"? Nigdy obydwie strony, nie wychodzą w pełni zadowolone z "wyroku". Zawsze pozostaje niedosyt po obydwu stronach, nigdy nikt nie wygrywa w 100%. Los jest ślepy, a Sprawiedliwość musi być wyważona. Jest często zimna, chłodna, obojętna, wyrachowana i ma cechy wspólne z zemstą. Zawsze taka sama bez zbędnych uniesień i angażowania się emocjonalnego w sprawy, które aktualnie rozstrzyga. Trzyma w dłoni miecz, który symbolizuje stałą walkę ze sobą. Jeśli chcesz być sprawiedliwy, musisz pokonać własną słabość i popatrzeć na wszystko, także na siebie, z pewnej perspektywy. Trudno jest dokonać autooceny, gdyż każdy jest samolubem i widzi się w najlepszym świetle. Chcąc być sprawiedliwym, należy widzieć wszystkie aspekty swojej natury; jasną i ciemną stronę własnej osobowości. Spojrzeć na siebie nie tylko jak na "pozytyw", należy "zbadać" swój negatyw. Równowaga, to stan, w jaki powinniśmy umieć się wprowadzić w każdej sytuacji. Nie jest tak ważny czas, ważny jest efekt końcowy – idealne położenie obydwu szalek wagi. Gdy potrafimy do niego dojść, możemy rozpocząć nowy etap w życiu.

The Devil – XV

 

 <img …

 

 royo

Smukły, wysoki, uskrzydlony. Skrzydła, to pozostałość po "poprzednim wcieleniu", wszyscy wiedzą, że był kiedyś Aniołem, który się zbuntował. Nie wiem, czy ktoś jest mi w stanie powiedzieć dlaczego to zrobił? Zazwyczaj, pamiętamy cudze złe uczynki, jednak nikt nie zastanawia się nad motywami takiego postępowania. Po latach, nikt już nie wie dlaczego, wie, że należy potępić bo kiedyś coś zrobił źle i został "osądzony". Jednak coś z "dobrego" okresu mu pozostało, właśnie te skrzydła – rozpięte jak parasol. Przyprawiono mu rogi. Może ktoś go zdradził? Motyw zdrady, często pojawia się, jako następcza przyczyna złych działań. Dlaczego Dracula, stał się wampirem? Ktoś go oszukał, ktoś go zdradził. Pozostawił swoją miłość, był gotów poświęcić życie dla obrony wiary, a Bóg pozwolił, aby został zdradzony podłym kłamstwem. Diabeł w Tarocie ostrzega przed złymi ludźmi i uwikłaniem się w podstępne intrygi. Przygotowuje nas do tego, abyśmy zachowali czujność i nie podejmowali pochopnych decyzji, pod wpływem impulsu złości. Daje nam narzędzie: świetlny miecz, który trzyma w dłoni. Miecz, podobny do miecza Archanioła, którym ten wygarbował plecy Adamowi, na skutek jego niemyślenia. Miecz, symbolizuje światło, które powinno nam przyświecać przy podejmowaniu wszelkich decyzji, oraz słuchaniu złych podszeptów. Mamy rozum i nim powinniśmy się kierować we wszystkich naszych działaniach. Diabła, owija Serpen z drzewa poznania dobra i zła. Ten sam, który złymi podszeptami spowodował wygnanie pierwszej pary ludzi z Raju. Adam i Ewa, byli beztroscy, nie zdołali obronić się przed grzechem i są po dziś dzień we władzy Diabła. Grzechu, nie rozumiem tutaj, jako pojęcia wyrwanego ze spisu grzechów głównych. Grzechem przeciwko sobie, jest grzech NIEMYŚLENIA. Diabeł daje nam wybór i przedstawia wszystkie narzędzia. Od nas samych zależy, jak je sklasyfikujemy i których użyjemy do realizacji własnych działań. Jeśli mamy silną wolę, którą symbolizują stopy Diabła – mocne oparcie na podstawie – jesteśmy w stanie pokonać każde zło, które nas będzie próbowało dotknąć.

Wąska wirtualna granica słów

 

<p …

 

zachowania w miejscach różnych

  royo

 

– Nie lubię cię, jesteś beznadziejny, wstrętny, chamski, obrzydliwy, głupi, nudny, robisz świństwa, nie dotrzymujesz słowa, popisujesz się, niszczysz ludzi, masz wszystkich w nosie i każdego wykorzystujesz.

– Jesteś niemiły, wredny, zakłamany. Ty chuju, jak śmiesz! Ty kutasie, ty idioto, pedale, geju ćwierćinteligencie. Ty skurwysynie, bucu, dewiancie, zboczeńcu, cioto jeden, załatwię cię!

– Nienawidzę cię, nie mogę na ciebie patrzeć, spierdalaj stąd, wynoś się, zdechnij prowokatorze tani, lecz się, idź na spacer, jesteś chory

/- Coś jeszcze? Chyba ci się coś pomyliło, jesteś u mnie, nie ja u ciebie. po co tu wchodzisz, po co się wystawiasz, po co się męczysz, chyba jednak kłamiesz, chyba jednak mnie kochasz, to chora miłość, nie nienawiść cię tu przywiodła./

Czy coś Wam to przypomina? Bo mnie tak.  Wszelkie powyższe teksty są zmyślone, aczkolwiek bardzo prawdopodobne. :)

Arka „Noego”

 

 <img …

 

 beksiński

Arka Noego to takie symboliczne miejsce, w którym każdy może schować swoje "skarby", aby nie umknęły. To coś, co każdy chciałby po sobie zostawić. Zgromadzone tam "dobra" miałyby mówić za nas i o nas świadczyć, o tym co dla dowolnego Noego jest wartością samą w sobie. Fakt, że Noemu kazał zbudować arkę Bóg, jest dla mnie swoistą przenośnią i stanowi symbolicznego boga, jakim jest zbiór naszych własnych "wartości". Wartości w sensie tego co dla nas jest ważne i godne zapamiętania. Jest to taka szuflada przeżyć i wspomnień, które naszym zdaniem warte są "ocalenia". Nie muszą to być sprawy ani wielkie, ani wzniosłe, wystarczy, że dla nas samych są ważne.  Przykładowo: może to być skrzynka z wyciągami z kont bankowych. Każda wartość tego typu, stanowi klejnot dla właściciela. Nieważne, że ktoś inny wyśmieje nasze małe miłości, one są tylko nasze i nikt inny nie musi ich rozumieć. Nikt też nie ma prawa oceniać i uogólniać, co jest ważne, co dobre, co piękne i co wartościowe. Pięknie się różnimy w materii ważności rzeczy i zjawisk. To co dla mnie jest wartościowe, nie musi być takim dla nikogo innego. Gdybyśmy wszyscy uważali za wartościowe te same rzeczy o ile świat byłby uboższy. Każda rzecz, każdy termin wymyślony przez człowieka jest potrzebny i czemuś służy. Nawet jeśli uważamy to za kicz, za prymitywizm, za barachło, za żenadę – jest potrzebne, choćby po to, by stanowić tło dla arcydzieł, dla wzniosłości, dla wartości. Nie mnie oceniać dla wszystkich, co dobre a co złe. Jeśli już przyjdzie mi ocenić, to zostawiam ocenę dla siebie. Nie będę nikogo "naznaczał" swoim poczuciem estetyki i piękna – na przykład. :) 

Mama

 

Wiem, że…

 

Wiem, że nigdy tu nie zajrzysz, wiem, że rzadko u Ciebie bywam, wiem, że się o mnie martwisz, wiem jaki jestem i wiem, że Ty też to wiesz. Wszystkiego najlepszego, Mamo. :)

      

Wszystkim cudzym Mamom, żeby pamiętały o wszystkich swoich dzieciach, tak, jak one pamiętają o nich. :)

  beksiński

Nietrwałość

<img style="width: …

beksiński

Czasem czar pryska nagle, jak mydlana bańka. Pamietacie jeszcze z dzieciństwa, to uczucie żalu? Gdy tęczowa kulka robiła się coraz większa i nagle pękała, pryskając łzawiącymi kropelkami w oczy. Ja pamiętam dokładnie to rozczarowanie, że wszystko trwało zbyt krótko, że nie zdążyłem się nacieszyć widokiem, a już rozsyapało się w nic. Co wtedy robimy? Szukamy nowych mydlanych baniek, równie naiwnie podchodzimy do każdej następnej. Wydawać by się mogło, że ta kolejna, przetrwa dłużej niż ułamek sekundy, że właśnie tą będziemy się mogli nacieszyć nieco dłużej. Takie są te wirtualne "spotkania". Kolejne blogi, kolejne fora, kolejne pokoje, kolejne schizmy i prowokacje, kolejne nicki. W świecie realnym, też mamy do czynienia z wieloma takimi mydlanymi cudami, które pękają nagle, z zupełnie nieznanej nam przyczyny, lub niszczymy je sami. Dla mnie, to realne "burzenie mostów" i budowanie nowych, jest bez porównania WAŻNIEJSZE od tych wirtualnych. W świecie realnym, po prostu jestem, póki krew krąży w mych żyłach napędzana skurczami serca, jestem tu, pomimo wszystko! W wirtualu jestem dopóki nie nacisnę "krzyżyka". Jeśli to zrobię, nie czuję żalu, ani rozczarowania, ponieważ jestem dalej, ponieważ żyję, ponieważ mam swoje sprawy do załatwienia. Mam tu swoje imię i nazwisko, mam adres, mam przyaciół, mam robotę, mam swoją samotnię mam też kogo kochać. Mam także mały sposób, na chwilę relaksu i nikt niech nie śmie, wypominać mi, jaki ma być, ten mój relaks. :). On jest taki, na jaki mam w danej chwili ochotę.

 

Od słowa do słowa

 

   <img …

 

     beksiński 

G. Turnau – "Rozmowa z kobietą bez twarzy"

Od słowa do słowa
narasta rozmowa –
rozmowa z kobietą bez twarzy.
Tak jak długo się znamy,
przecież wciąż rozmawiamy –
z nikim mi się dziś nie kojarzy.

Znamy się do połowy:
tylko serca. Lecz głowy…
Trudna rada, a zrobić to trzeba.
Ta ciekawość jest wściekła,
pierwszy stopień do piekła.

Od słowa do słowa
narasta rozmowa –
rozmowa pół-spojrzeń, pół-gestów.
Wstydliwa rozmowa,
niecierpliwa, niezdrowa.
Pospieszny dyskurs szelestów.

Ktoś zagłusza zza ściany,
ktoś do krzyża przybijany…
Trudna rada, a zrobić to trzeba.
Ta ciekawość jest wściekła
pierwszy stopień do piekła.

Od słowa do słowa
narasta rozmowa.
Już nie wiemy czy jej chcemy, czy nie chcemy.
Ona słodki sen przerywa,
we dnie bywa uporczywa…
Chyba nic w niej ciekawego nie powiemy.

Dla odmiany chwila ciszy –
może wreszcie ktoś usłyszy coś,
więc zrobić to trzeba.
Ta ciekawość jest wściekła,
pierwszy stopień do piekła,
lecz ostatni stopień do nieba.

 

Rozmawiamy z różnymi ludźmi, w różnych miejscach, w różnych sytuacjach. Stwarzamy odpowiedni nastrój. Przeważnie chcemy, by rozmówca czuł się dobrze, gdy wymienia się z nami na słowa. Nie wszystkie rozmowy są łatwe, nie każda przyjemna. Jeśli rozmawiamy z Kobietą, jest kawa i odrobina naturalnego światła w postaci świecy. Możemy dodać pachnący kwiat, mleko do kawy. Ważymy słowa, na aptekarskiej starej wadze, z ubiegłego stulecia. Staramy się być bardzo delikatni, mili i zainteresować rozmówcę, jeśli nie podjętym tematem, to przynajmniej sobą. I tak sobie gawędzimy całkiem miło. Podejmujemy różne tematy. Czasem w rozmowie, niedostatecznie ważymy słowa, miewamy odmienne zdania. Rozmowa przeradza się w kłótnię – podnosimy głos, lub syczymy cedząc słowa przez zęby. Wtedy wchodzi w ruch, "Stiletto". Jest wg niektórych, najlepszym argumentem w rozmowie. Jest długi, ostry, o smukłym ostrzu. Nie trzeba dużej wiedzy medycznej, aby nim trafić w punkty najbardziej unerwione, w znaczeniu czułe. Moja nazwa dla tego noża, to: "międzyżebrowy". Czasem go używam, pisząc swoje słowa w wirtualnych miejscach.

 

Kłamstwa wszelakie

   

          …

   

               royo

 

Porwę się dziś, na sklasyfikowanie kłamstwa, we wszelkiej jego postaci. Samo słowo, gdy je słyszymy, zazwyczaj nami wzdryga, w znaczeniu: czyni niemiłe uczucia. Szczególnie niekomfortowo nam go słyszeć, gdy dotyczy nas bezpośrednio, wtedy, gdy to MY czujemy się okłamani. Są różne rodzaje kłamstw, pod względem mocy i gabarytu, różnie je możemy nazwać.

– ściema: są to drobne kłamstewka, których używamy w celu chwilowego oszukania innych, zrobienia kogoś w trąbę, nabicia w butelkę, by potem gruchnąć śmiechem i sprostować, że to był żart taki nasz, wynikający z sympatii.

– koloryzowanie: rodzaj kłamstw, drobnego sortu, podobnych alegorii, których używamy, by nadać ekspresji opowiadanym historyjkom i anegdotom. Używane, by zabłysnąć w towarzystwie i uchodzić za Wielkiego Gawędziarza. Powiedzonka, które każdy rozumie, lecz nikt nie bierze ich dosłownie.

– mitomania: choroba psychiczna, polegająca na opowiadaniu idiotyzmów, związanych z rzekomymi własnymi przeżyciami. Cechuje się opowiastkami „nie z tej ziemi", które przydarzyły się opowiadającemu mitomanowi. Mitomanię łatwo odróżnić od ściemy i koloryzowania, gdyż treści w niej zawarte, po chwilowym przemyśleniu przez słuchającego, (a nawet w trakcie samego słuchania), są niemożliwe do zaistnienia w sytuacjach opowiadanych przez daną osobę.

– paranoja i inne manie prześladowcze: również choroby z gatunku psychicznych, które potrafią rozpoznać nawet domorośli psychologowie. W stek kłamstw, zapodawanych nam przez chorego nie sposób nam uwierzyć, gdyż mają niespójną logikę i w ogóle są szyte grubymi nićmi. Opowiadający je, jest święcie przekonany o prawdziwości wyimaginowanych przez siebie teorii spiskowych.

– wykręty sianem: sytuacje, w których wijemy się i skręcamy, unikając wzroku rozmówcy. Czujemy się winni dokonania przestępstwa, ale gdyby się dało, cofnęlibyśmy czas, aby wyjść z twarzą. Nie wiemy, jak przeprosić, jak ubłagać.

– nie mówienie prawdy całej: występuje w sytuacjach, gdy pod płaszczykiem „mniejszego zła" (a może tym samym większego dobra), kłamiemy jak z nut, że ciocia jest zdrowa, a te bóle to są jakby fantomowe, /po tym woreczku, co to go cioci – proszę cioci – wycięli 6 lat temu/ , co medycyna dokładnie opisuje od dawna. Mówienie części prawdy, mocno skrywając to, czego ktoś wiedzieć nie powinien za żadne skarby! „Kochanie, ostatnią noc spędziłem u cioci i tego się będę trzymał!". Kłamstwa tego rodzaju, popełniamy np. w sytuacjach, gdy dopuściliśmy się życiowego błędu i wydaje nam się, iż wszystko jest jeszcze do uratowania, jeśli nikt się o tym nie dowie.

– świństwa i podłości: jest to robienie z premedytacją rzeczy, których nie życzylibyśmy sobie, potem zapieranie się tego w żywe oczy i starania, aby zaistniałą sytuację sprytnie odwrócić przeciwko skrzywdzonemu, w znaczeniu zwalić winę na kogoś innego, dokopując mu jeszcze. To zdaje mi się najgorszy sort kłamstwa, jakie człowiek wymyślił. Robione są zgodnie z planem, w celu zniszczenia innej osoby, często życzliwej kłamcy. Nie jestem pewien, czy takie zachowania, nie graniczą z chorobą psychiczną, a przynajmniej z dewiacją.

Czy w związku z tym, kłamstwo jest i pozostanie kłamstwem? Jeśli o jakimś rodzaju zapomniałem, proszę o dopiski. J

Czytanie w cudzych myślach

  

         …

  

          stereogram

                                      zgadnij o czym myślę

Nie jest to wcale łatwa sprawa. Czasem, wręcz niemozliwa. Często dokładnie wiemy, o czym ktoś mysli, wynika to z jego zachowania, z gestów ze spojrzenia, oraz z tego, że kogoś dobrze znamy. Są ludzie, których czytamy "jak z otwartej księgi". Wystarczy spojrzeć, aby odczytać ich nastroje i emocje. Wystarczy tylko obserwować. Łatwo odczytać złość, radość, ból, trudniej podstęp, kłamstwo, czy fałsz. Miewamy problemy z odczytaniem cudzych żartów, odbierając je jako cynizm, lub złośliwą ironię. Zapewne każdy z nas, niejednokrotnie usłyszał, że ktoś chciałby wiedzieć, o czym w danej chwili myślimy. Podobno są ludzie, obdarowani przez naturę właściwością czytania cudzych mysli. Zastanawiałem się nieraz, jakby to było, gdyby ktoś wiedział, co kłębi mi się w danym momencie w głowie, lub gdybym ja, posiadał takie właściwości. Czy wtedy zrozumienie drugiej osoby byłoby dla mnie łatwiejsze? Może tak, ale ile w takiej sytuacji, stracilibyśmy z możliwości samej rozmowy, ze słyszenia modulacji głosu, z tych wszystkich "niedomówień" z "międzywierszy". Wszystko to, jest takie inrygujące w rozmowie z innym człowiekiem, że może to lepiej, iż jesteśmy zmuszeni ze sobą rozmawiać. Każdemu się zdarzyło, zrozumieć kogoś bez słów. Niejednokrotnie wystarczy chwila, aby poczuć wątłą nić porozumienia, mówimy wtedy, że wyczuwamy tę drugą osobę. Weźmy jako przykład sytuację, w której nie możemy porozumiewać się werbalnie, widzimy tylko swoje twarze. Czy wystarczy tylko wcześniej umówić się na znaczenie naszych gestów? Tak, jak w grze w karty? Czy nawiązujemy między soba, jakąś niewidzialną i niewytłumaczalną więź, która pozwala wzajemnie siebie zrozumieć? Nie od początku potrafiliśmy rozmawiać, a jednak od zarania porozumiewaliśmy się w jakiś sposób. Czy nie odnosicie wrażenia, że czym bardziej się "cywilizujemy", tym łatwiej nam skrywać własne myśli, szczególnie te niepoprawne. I tym trudniej nam zrozumieć drugiego człowieka i o wiele częściej wymagamy, aby inni czytali w naszych myslach i oburzamy się, gdy nie potrafią tego zrobić? Wiele z tych pytań, nie ma jednoznacznej odpowiedzi.

Gniew, Stres, Codzienność i Protuberancje

<img …

Ładny dziś dzień, nieprawdaż? Poniekąd zawdzięczamy go licznym protuberancjom na Słońcu. Plazma, nie tylko wybucha w naszej gwieździe. Często wybucha we mnie, coś, co przypomina erupcję wulkanu i "rzyga" różną formą. Dla myślących tylko o jednym, zaznaczam, że chodzi mi o Gniew. Pan Gniew, jest kolegą Pana Stresu, mają koleżankę, nazywa się Codzienność. Towarzyszą mi, odkąd sięgam pamięcią, odkąd mam świadomość siebie. Dziś na szczęście, nikt mnie nie wkurzył – jeszcze – dlatego mogę pisać spokojnie o tych "postaciach" z realu. Gdyby nagle zabrakło Stresu, natychmiast zdechłbym z nudów. Gdyby mój Gniew, udał się na urlop, nic nie ruszyłoby mnie z miejsca. Jeśli moja Codzienność, zmieniłaby swoje "image" – to już nie byłbym ja. Dlatego, nie walczę z nimi jak ze swoimi wrogami, a droczę się stale. Zupełnie nie rozumiem dlaczego, gdy jestem w trakcie żarliwej dyskusji ze swym Gniewem, moi realni znajomi schodzą mi z drogi. Ja wiem, że czasem to co do Niego mówię, a mówię wtedy bardzo dużo, głośno i dobitnie, może się wydać śmieszne. Sam się śmieję, gdy cytują moje kwestie i mówią mi, że nie znają drugiej takiej osoby, która zapieniałaby się w sekundzie aż tak gwałtownie i z taką ekspresją. Jeśli nawiedzi mnie Stres, bo i to mi się zdarza, sam określam swój stan, jako "syndrom ściany". Wydawać by się mogło, że katatonicznie patrzę wtedy przed siebie, nie rejestrując żadnych obrazów ani dźwięków, jakbym uśpił zmysły odpowiedzialne za odbiór bodźców zewnętrznych. Ja wtedy całą swą energię kieruję na myslenie. Zamykam się i skupiam absolutnie. Po upływie pewnego czasu, wzbudzam w sobie Gniew, który dodaje mi energii i uaktywnia mój kontakt ze  światem zewnętrznym. Następuje Protuberancja. Kto żyw, niech znika z mego pola rażenia i zasięgu mych dłoni, wzroku, oraz głosu. Jeśli nie zdążysz uciec, stań jak słup soli i nic do mnie nie mów, absolutnie nie próbuj mnie uspokoić, nie doradzaj i żeby Ci czasem do głowy nie przyszło "prostować" mnie. Gdy zgasną rozżarzone czątki, gdy ciekły kamień na powrót zakrzepnie w ciało stałe, a pył opadnie, pojawia się Ona – Codzienność. Uśmiecha się do mnie łagodnie, trochę nieśmiało, a ja uśmiecham się do Niej z błyskiem w oku (nie mylić z kurwikami). No to co? Żyjemy dalej? – pytam Ją – Tak, już pora – odpowiada Ona.

 

TAK czy NIE

             <img …

             giger

Notka sponsorowana

W jaki sposób reagujemy na treści podobne do tych, które widać na powyższym obrazku? Zapewne wiele osób, ulegnie bulwersacji. Zapytam dlaczego? Czy któreś z Was, wybrałoby się na wojnę krzyżową i gotowe byłoby porzucić wszystko, aby oddać życie dla Wiary? Aby zabijać z zimną krwią i imieniem swego Boga na ustach, tych, którzy wierzą w coś zupełnie innego, którzy wyrośli w innej wierze, będącej wiarą ich przodków? Mordować kobiety i dzieci? Zasiadać na ławie Świętej Inkwizycji? Skazywać na tortury i śmierć niewinnych ludzi? Powiecie, że teraz takie rzeczy nie mają miejsca. Ależ mają i sami nie wiecie, jak bardzo się mylicie. A to, co przytoczyłem, to przecież "dumna" historia kościoła. Co widzicie na tym obrazku? Widzicie diabła, który strzela z procy w kształcie Jezusa. Jezus na krzyżu, to symbol, symbol dobra i poświęcenia. Diabeł też jest symbolem, symbolizuje zło. Bulwersuje Was takie ujęcie? Obraża Wasze uczucia religijne? Przecież na krzyżu w owych czasach ginęło wiele ludzi, a ludzie, są do siebie podobni, kto powiedział, że to jest ON? Może warto, tak jak pisze Miia w swoim blogu, zastanowić się przez chwilę nad treścią, którą nam chciał przekazać twórca? Nie zapieniac się i z furią szukać sznura do linczu? Czy potrafimy obronić swe uczucia religijne w cywilizowany sposób? A może Giger, chciał nam powiedzieć, że to my sami czynimy źle, chowając się za Jego plecami? Może sami, zbyt często zasłaniamy swoje złe uczynki powołując się na Jego imię? Może chciał nam pokazać całe nasze zakłamanie i Wiarę naszą, którą mamy na pokaz, gdy nam jest wygodnie? Może to ma wydźwięk przysłowia: "modli się pod figurą, a diabła ma za skórą"? Może chciał nas wstrząsnąć do głębi, może poruszyć, może pokazać, że zło w nas samych jest tak powszechne, że bawi się naszymi Symbolami? Przyjrzyjcie się uważnie, czy to nie Wy czasem jesteście tym, który dzierży procę? Procę, jako narzedzie Waszych niecnych celów? Widzę Was zza tego narzędzia, bardzo wyraźnie. Nie potraficie się schować, nawet za Waszym Symbolem widać całe Wasze zło.

http://lokomotywa1.blox.pl/2007/04/Koltuneria-stosowana.html#ListaKomentarzy