![](resources/740919704538.jpg)
bella pilar
Pisałem już kiedyś o przekleństwach, ale czas na wakacyjną powtórkę tematu. Wiem, że używam dużo „brzydkich słów". Nie używam ich jako przerywnika i nigdy personalnie w sensie obrażania kogoś wyzwiskami. Przekleństwa służą mi do podkreślenia stanów wściekłości, lub tzw. opadnięcia rąk, nóg i innych członków. Nie boję się tych słów. Każdy ma swój pogląd na przeklinanie. Sam nie wiem, czy jestem wulgarny. Słuchając mnie z boku jako bierny obserwator, np. w pracy, można odnieść takie wrażenie – tak, w realu klnę jak szewc i jest mi wszystko jedno, kto mnie słucha, kiedy się wścieknę. A wściekam się tam bardzo i nie jest to oznaką mojej bezradności, tylko wyznacznikiem charakteru. Tak mi się zdaje, że umarliby „słuchacze" ze śmiechu, gdybym nagle wygłosił taką mowę:
„Ludzie moi kochani, tak bardzo się zdenerwowałem, że zaraz chyba omdleję, bo jakże można, będąc świadomym człowiekiem, popełniać stale te same błędy. Myślcie moi drodzy, za to także wam płacą, a może przede wszystkim za to. Jestem waszym przełożonym i chciałbym, żeby wam nie działa się krzywda, żebyście dużo zarabiali, a nasz pracodawca był z was zadowolony. Nie chciałbym zawsze nadstawiać karku za waszą nieuwagę. Zdaję sobie sprawę, że to praca stresująca i jesteście po prostu zmęczeni…itd., itp., etc".
Nie potrafię tak przemawiać do „narodu", zwłaszcza, gdy ten naród ma wszystko w głębokim poszanowaniu. I nie piszcie mi proszę, że są inne metody dotarcia do dużej grupy osób. Przerabiałem już wszystko i wiem, jak najszybciej dotrzeć do „moich ludzi". Drugą rzeczą, która mnie wkurza, to „prostowanie mnie". Jestem naprawdę dużym facetem (dosłownie i w przenośni), mamusia mnie nie ustawia. Od 18 roku życia żyję na własny rachunek, sam za siebie płacę.
Koniec tłumaczeń!
Tłumaczeń ciąg dalszy…
Gdy nie mam możliwości wyładowania się słownego, w chwili gdy zrobić to muszę, ciężko to odchorowuję. Skumulowana złość lubi dopełnić się kroplą, a wtedy nie jest przyjemnie dla nikogo. Adrenalina w nadmiarze jest toksyczna dla syntetyzującego. Tutaj, jestem u siebie, taki jaki jestem. Nie mam zamiaru udawać kogoś innego. gdy się wkurzam – klnę, i tych emocji powstrzymywał nie będę. Gdy mnie coś rozśmieszy – śmieję się w głos. Smutek i zaduma, także jest widoczna i jednoznaczna. Gdy mam głowę w chmurach, nie widzę nic oprócz gwiazd nad nimi. Taki właśnie jestem i nikt mnie już nie odmieni. W tym momencie akceptuję siebie takiego, nie wiem, co będzie za chwilę, gdyż jestem nieobliczalny poza marginesem bezpieczeństwa.
Mam jeszcze kilka pytań. Czy złość, wyrażona pięknymi słowami, przestaje być złością? Czy jest szczerym, „obrabianie" kogoś w białych rękawiczkach, czy może lepiej powiedzieć mu to w twarz? Czy zawsze złym człowiekiem jest ktoś, kto klnie, a zawsze dobrym jest ktoś kulturalny? Czy czarne jest czarne, a białe jest białe, czy dopuszczamy odcienie szarości?
To, co tutaj napisałem, można zinterpretować dowolnie. Można użyć wszelkich dostępnych środków, by zrobić ze mnie głupiego, zaciętego w swoim zacietrzewieniu, nie radzącego sobie z rzeczywistością, prymitywnego, słabego palanta. Można także odebrać mnie, jako normalnego faceta z całym zestawem przypisanych mu wad i zalet. Można mi przyprawić tutki na czole, pomalować na zielono i powiedzieć, że jestem ufokiem. Można wszystko, to tylko kwestia podejścia do tematu jak i „warsztatu" opiniotwórcy. :)
Można też „jeść" mnie takim, jakim jestem, bez konieczności stosowania dodatkowych przypraw. Bo co to w ogóle znaczy: „za dużo przeklinać"? Jaka jest norma na przeklinanie i jak ją zwymiarować? Ilu i jakich słów powinienem używać, by w tej normie się zmieścić? ;)
![](resources/parole.jpg)
nie cierpię rapu
.