Życie po życiu.

<img style="display: …

Tuba

Jest bez zmian patologicznych. W mojej fizys i w mojej psyche. Uwielbiam constans, jaki delikatnie gładzi moje myśli, pomagając im się uwolnić, rozsupłać i wykonać improwizowany taniec w przypadkowej choreografii. Nie rozmyślam układów, one naturalnie robią się same. Jasno, lekko i przyjemnie, niczym niezmącone. Nie muszę ich zbierać, nie muszę ich układać, starać się zapamiętać i odpowiednio powiązać. To wszystko dzieje się samo z siebie, naturalnie. Zapomniałem już, jak to jest, kiedy otacza mnie spokój. Zatraciłem na jakiś czas, tę wyjątkową zdolność odizolowania się od świata zewnętrznego. Powoli, dzień po dniu, bez znamion pośpiechu, nauczę się od nowa przeżywać siebie, dla siebie. Z każdego dnia, o dowolnej dla siebie porze, wyrwę z osi czasu przedział wyłącznie dla siebie. Odbuduję własny mur, w którym powyrywano dziury, bo na to pozwoliłem. Chwile słabości, mam już za sobą. Pogodziłem się z tym drugim,  który siedzi we mnie i próbował mnie zdominować. Zawsze lubiłem siebie, tego za mgłą, niewyraźnego i niezależnego, poza smugą światła, kryjącego się w mroku, szarego. Każdy eksperymentuje, próbuje różnych smaków, zagląda w nieznane zakamarki, przymierza się do układów zewnętrznych, stara się tworzyć wspólne orbitale ulegając tym samym polaryzacji. Polaryzacja niesie w tym kontekście bilans ujemny. Ona jest jak kompromis, a ten zakrzywia obrys własny, nakazuje oddać jakąś cząstkę siebie – bezpowrotnie wyrywając ją z całości, jaką stanowimy. Może i jestem w jakimś procencie gadem, ale to zapewnia mi zdolność do regeneracji, która z kolei odtworzy wyszarpane kawałki mnie – będę jak nowy. Nie przeszkadza mi to, że nie będę taki sam, najważniejsze jest to, że się odrodzę, odbuduję, pozbieram do kupy. Życie to nieustanne nabywanie doświadczeń. Permanentne modelowanie siebie. Czasem tracimy, a czasem zyskujemy, bilans i tak wychodzi na zero. Z perspektywy czasu można dostrzec dobro w tym, co wcześniej wydawało się złe oraz zło w tym, co uprzednio postrzegaliśmy jako niebywałe szczęście. Tak, to właśnie jest wewnętrznym odrodzeniem i duchowym rozwojem. Co nas nie zabije, to nas wzmocni. Okruchy killera wystarczy otrząsnąć z siebie i trzeba ruszać do przodu – nigdy w kierunku przeciwnym. Dobrze wiem, co zostawiam za plecami, jednak spoglądam przed siebie. To co przede mną, bardzo mnie ciekawi. Dziś jeszcze nie wiem, czy będzie dobre, czy złe, ocenię to potem. Póki co, wydaje mi się po prostu inne. Czas tym razem, działa na moją korzyść.

 

 



Autor: poltergeist666

Jestem zajebisty!

Dodaj komentarz