Kadry dnia.

 <img style="display:…

 

tuba

 

Wolność:

Obudziłem się, dużo wcześniej niż wstało słońce. Zanim zadzwonił budzik, nastawiony na czwartą czterdzieści. Za oknem widziałem rozświetlone lampami i pokryte śniegiem pagórki. Pomyślałem, że za chwilę oderwę się od wyrka i pofrunę przez zamknięte okno jak najdalej stąd. Nie mogłem się ruszyć ani na milimetr, kręgosłup rypał na całej długości, promieniując w najdalszy paliczek i ograniczał bólem każdy ruch.

Marzenia:

Przemknęło mi przez głowę, jakby to było cudownie, żeby dziś była sobota i nie trzeba by było wyfruwać z domu w celu zdobywania kolejnych szczytów. Budzik odtrąbił jak hejnał, chyba trzecią  z kolei drzemkę. Przezwyciężyłem fikanie w kościach i szybko zwlokłem się z łóżka.

Rutyna:

Otworzyłem biuro, odpaliłem kompa, nastawiłem wodę na kawę. Zalogowałem się, przejrzałem pocztę, odpowiedziałem na maile z wczorajszego popołudnia i z dzisiejszej nocy. Poszedłem tu i tam, zebrałem to i tamto, pootwierałem pliki i zacząłem pracę. Kiepski dzień, zaliczyłem kilka zmyłek i musiałem je naprawić. Okulary rankiem jakby gorzej widziały, trzeba wymienić.

Możliwości:

W drodze z budynku do budynku, wstąpiłem do sklepiku.

– poproszę drożdżówkę z dżemem.

– a którą dać?

– …

Zrobiłem wielkie gały i zalałem się niemą konsternacją. Pomyślałem sobie, że kurwa nawet tutaj, w tak prozaicznej sprawie, znowu trzeba dokonać wyboru!

Spełnienie:

Z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku, wrzuciłem w plecak co moje własne, pozapisywałem pliki, wylogowałem się, po czym ubrałem jak człowiek i poszedłem do domu. Na szczęście nikt mi nie towarzyszył po drodze, bo nie miałem najmniejszej ochoty na jakąkolwiek rozmowę o niczym.

Rozterki:

Stanąłem przed bankomatem, przypomniawszy sobie, że w domu bywają dwie pijawki, w porywach do trzech. Ile wyciągnąć? Na łeb? Stałem tak chwilę i myślałem, nie mogąc się zdecydować. W końcu oszacowałem stan konta, bieżące wydatki i ze stwierdzeniem, jakoś to będzie oraz z gotówką w dłoni, udałem się po chałwę. Miała ona stanowić mały dodatek do tego, czego wszystkim zawsze bardzo brakuje. Nie byłbym sobą, gdybym nie kupił trzech różnych smaków, po to, by oni także mieli rozterki, związane z możliwością wyboru.

Perspektywa:

Mam przed sobą kawał samotnego wieczoru i żadnego pomysłu, co mógłbym zrobić z tym czasem. Nic nie zrobię – tak zdecydowałem. Puszczę go wolno, żeby upływał leniwie pomiędzy palcami i robił ze mną, co tylko zechce. Myśli posegreguję w szufladach. Część zamknę i zalakuję w kopertach, by same nie mogły się wydostać i mącić mi w głowie. Część puszczę na wolność, żeby mogły się wyhasać po niebieskich połoninach, by mogły przysiadać mi na wargach jak motyle, lub opadać na rzęsy jak płatki śniegu. Reszta ma przykazane, siedzieć cicho w szufladzie i czekać na odpowiednie czasy, które być może kiedyś nastąpią.

 



Autor: poltergeist666

Jestem zajebisty!

Dodaj komentarz