Patrząc w niebo.

<img style="display: …

tuba

Chciałem w niebo popatrzeć, ale to teraz niemożliwe. Chciałem pozdrowić znajome gwiazdy, albowiem konstelacje zmieniają się tak wolno, że wcieleń braknie, zanim zajdą jakieś zauważalne zmiany. A dziś właśnie, chciałem widzieć coś stałego, coś, co nie ulega zmianie z dnia na dzień, z godziny na godzinę. Obraz, utrwalony, z którego zawsze czyta się coś co nazwać można constans. To nic, że nie targają moimi emocjami. To nic, że światło ich, jest chłodne, a ciepło nieodczuwalne. Są stałe, zawsze traktują mnie tak samo. Nawet tę ich obojętność mogę odbierać jako sympatię do mnie. Gdyby codziennie niebo było wolne od chmur, codziennie rozpoznawałbym znajome układy, z każdej pory roku. Czułbym, może irracjonalnie, wbrew temu, co się wokół dzieje, że jest coś stałego, na czym mogę się oprzeć. Ze zawsze, ilekroć popatrzę w tamtą stronę, rozpoznam znajome kształty, które aprobują niemo mój wzrok. I które nigdy nie mają do mnie pretensji o to, jak na nie patrzę. Mogę patrzeć na gwiazdy, jak tylko chcę, a w naszych wzajemnych relacjach, niczego to nie zmienia. Ale dziś ich nie widać, schowały je przede mną chmury.                           

 



Autor: poltergeist666

Jestem zajebisty!

Dodaj komentarz