Kiedy ręce opadają głową w dół.

<img style="display: …

tuba

Wieczny  żal notorycznie nienażarty, głodny. Wołający jeść, jeść, żreć, żreć, paść, paść. Pasiony byle czym, co wpadnie w ręce, czy się nadaje, czy nie, rzucane jak ochłap w wielką, przepastną paszczę żalu. Żeby tylko się nasycił, żeby przestał wyć i wszystko wokół zagłuszać. Utopia. Ale czym bardziej go tuczymy, tym jest większy, z każdym kęsem i z każdą kroplą łzy silniejszy. Szpikujemy go jadem, nadziewamy pretensją, doprawiamy łzami wyrzutów wobec innych. Wyhodowany do gabarytów kosmosu, w końcu przerasta swojego dobrodzieja i zasłania właściwy odbiór otaczającego świata, wchłania go do swojego wnętrza. A tam w środku, jest czarna dziura, pochłaniająca każdy promień światła i każdą kroplę nadziei. Tak wielkiego żalu, nikt już nie jest w stanie wyleczyć, ani ukoić. Pozostaje tylko uciec od takiego monstrum, w najciemniejszy i najdalszy koniec wszechświata. Byle nikt i nigdy nas tam nie odnalazł, ale nie potrafię. Nie potrafię też zniwelować aż tak wielkiego żalu, zwłaszcza że urósł nie we mnie. Zwłaszcza, że każda akcja jest miażdżona reakcją. To jest białe – NIE, CZARNE! To jest przecież na wierzchu – NIE, TO JEST UKRYTE! Przecież widzisz – NIE, NIE WIDZĘ! To skąd wiesz, jaki ma kolor? BO WIEM, CZARNY! Kontrargumenty z gatunku tych nie do zajebania. Nie mogę zniszczyć, nie potrafię uciec, zostaje mi jedynie przeczekać.

 



Autor: poltergeist666

Jestem zajebisty!

Dodaj komentarz