Milczące powitania.

<img style="display: …

nuty

Umęczył mnie dzień, umordowała burzowa aura, ale burza nie przyszła. Zamknąłem wszystko i wyrwałem się z domu. Poniosło mnie na cmentarz. Łaziłem alejkami kasztanowymi, dębowymi, akacjowymi, klonowymi, brzozowymi i jakie by ktoś sobie nie wymarzył. Zielono, spokój, cisza a ludzie najlepsi jakich można spotkać – martwi, milczący, niewgapieni, niesłuchający, niewidzialni. Przedstawiali mi się napisami na nagrobkach, datami narodzin i śmierci. Czasem uśmiechali się do mnie z sepiowych fotografii i jakby skinieniem głowy mówili: dobry wieczór. Milczałem i ja, czytając ich imiona. Nie wiem jak długo tam łaziłem, zapominając, że bramy cmentarne zamyka się ok. dziewiętnastej, chyba, nie wiem sam. W każdym bądź razie, zostałem zamknięty i zatrzymany w murach tego niezwykłego parku. Było widno całkiem, obszedłem więc cmentarz wokół jego murów w poszukiwaniu otwartej furtki, bezskutecznie. Musiałem przejść przez mur, jak jakiś wymykający się złodziej, od strony bocznej uliczki, gdzie miałem pewność, że nikt mnie nie zobaczy. Zachciało mi się śmiać. Zastanawiałem się, co mnie tak długo tam zatrzymało. Może to chęć zmarłych do obcowania z kimś żywym? A może to moja osobista zaduma nad przemijaniem?



Autor: poltergeist666

Jestem zajebisty!

Dodaj komentarz