Sprawozdanie z podróży.

<p style="text-align: …

zza kapoty

Rozczarowałem się:

      Przechodziłem obok wiejskiej kapliczki, skąd Jezus Frasobliwy miał smutno spoglądać na mnie – potencjalnie wiernego turystę. Urwał się na wino mszalne do pobliskiej parafii. Jemu też należy się ustawowa przerwa w pracy.

      Poszedłem za nim, w nadziei, że tam, w świątyni Pan mój na mnie czekał będzie. Organista rzępolił niemiłosiernie, jakieś psalmy zapomniane, a baby w chustkach na głowie, zawodziły żałośnie – próba przed świętem to była, może.

      Doszedłem tam, gdzie dróg rozstaje, ale żadnego drogowskazu nie znalazłem – gówniarze w kapturach na wzór średniowiecznych zakonników, zniszczyli wszystko.

      Wybrałem pierwszą lepszą drogę, na czuja, ona na skraj lasu mnie doprowadziła. Zaskoczony znalazłem tam Naukę, która ponoć w las nie chadza nigdy. Nie bywa, ale swych sługusów posłała, by fragment jego zniszczyć. Jak śmiał obywać się bez niej?

      Zawróciłem stamtąd, kolejną przypadkową drogą, trafiając wprost na jarmark wiejski. Ktoś magiczne sztuczki pokazywał, ktoś taniec brzucha wykonał, a ktoś inny oferował mi cukrową watę. Zrobiło mi się niedobrze i opuściłem to miejsce w pośpiechu.

      Zobaczyłem kawał świata, innego niż świat za oknem mojego domu. Nie znalazłem niczego, co mogło mnie zachwycić. Nie wiem kto sporządził plan tego zwiedzania, odnoszę wrażenie, że wszystko było dziełem przypadku.

 ***

Autor: poltergeist666

Jestem zajebisty!

Dodaj komentarz