Theatrum anatomicum

 

<p …

 

 

– Byłeś już kiedyś na sekcji zwłok?

– Nie, jeszcze nigdy nie byłem

– A nie kojfniesz mi tam?

– Nie wiem…

– To chodź ze mną.

Zjechaliśmy windą na dół. Prowadzono mnie po nieznanych mi podziemiach szpitala dziecięcego, w którym odbywałem praktykę. W „katakumbach” toczyło się życie. Czułem zapach pranej pościeli szpitalnej, śmiechy kobiet, które prasowały poszwy, tłuczono się garami. Labirynt piwnicznych korytarzy skręcił w odnogę, która zaczynała się od neonu pod sufitem: „Blok sekcyjny” –  świecił jaskrawobiałymi literami  napis na czarnym tle. Doznałem szokująco niemiłego wrażenia. Wiedziałem, że jestem w szpitalu dziecięcym, wiedziałem, że dzieci ciężko chorują, że umierają. Nie wiem, z jakich przyczyn, zdawało mi się, że w takim miejscu nie powinno być tej „odnogi”. Dzieci mają przed sobą życie, nie cierpienie i śmierć. Zacząłem szybko kojarzyć fakty z ubiegłego dnia i nocy. Idę z lekarzem, nie patologiem, na sekcję zwłok w szpitalu dziecięcym, 2 doby wstecz, siedziałem w nocy przy umierającym dziesięciolatku, rozmawiałem z nim, podawałem mu kołeczek zwilżający usta, nie wolno mu było pić. O świcie, przeniesiono go na OIOM, następnego dnia rano, w holu głównym jego matka wpadła na mnie blada jak ściana i ogłupiałym głosem powiedziała: P nie żyje, właśnie zmarł. Wiedziałem już, że idę na sekcję zwłok małego P, z którym rozmawiałem nie tak dawno w nocy. Coś dziwnego ścisnęło moimi trzewiami, znaleźliśmy się w sali sekcyjnej. Nowoczesne wyposażenie, stół ze stali KO, zakończony rynną, do której ściekała woda ze szlaufa. Obok, na przejezdnym stoliku, zamiast kawy leżały narzędzia do przeprowadzania sekcji. Była tam kobieta, jak z horroru, na oko miała ze 70 lat, ostry make-up i taki dziwny uśmiech, przyklejony do ust, który się komponował z przenikliwym spojrzeniem rzuconym na mnie. Kobieta trzymała w rękach dwa noże ze stolika narzędziowego i pocierała je o siebie.

– Co pani robi, chce je pani bardziej stępić? – zapytał wchodzący lekarz patolog.

Na stole leżało blade  ciało chłopca, a ja pomyślałem, że ta kobieta mogłaby teraz nawet wybebeszyć mnie podczas wiwisekcji. Chyba zrobiło mi się ciepło, gdy przekrojono mu klatkę piersiową, a do rynny ze stołu zaczęła płynąć brunatna ciecz. Dobrze, że nie ma tu jego matki, ona by tego nie przeżyła. Słuchałem beznamiętnie wypowiadanych słów, lekarze rozmawiali ze sobą, ustalając przyczynę śmierci P. Nie czułem już nic, stałem, patrzyłem i słuchałem. Widziałem, jak wyciągają z niego kolejne narządy i dokładnie je analizują.

– Chodźmy, to już właściwie koniec – pociągnął mnie za ramię opiekujący się mną lekarz.

Widziałem potem takie sceny wielokrotnie, ale nigdy już, nie doznałem takiego szoku, jak w chwili, gdy zobaczyłem świecące bielą na czarnym tle litery: BLOK SEKCYJNY.

 

 

Autor: poltergeist666

Jestem zajebisty!

Dodaj komentarz