„Domki z gier”

 

     …

 

    

Jestem aktorem na scenie życia – nie wiem, kto pierwszy to powiedział. Gram każdą ze swych ról, najlepiej jak potrafię. Wydaje mi się, że moja gra, zawsze jest fair, przynajmniej do tego dążę. Każdy w swoich poczynaniach, chce być doskonałym. Nie ważne, czy to jest doskonałe zabójstwo, doskonała intryga, czy doskonałe dzieło życia. Jestem perfekcyjny na miarę swoich możliwości, w dziedzinach, które "uprawiam". Misterne konstrukcje, które tworzę w ciągu swojego życia, są w moim pojęciu dobre. Nie ma uniwersalnej skali doskonałości, jednakowej dla wszystkich, tak, jak nieprawdziwe są uniwersalne autorytety oraz niemodne uniwersalne wartości. Wchodząc w wirtualny świat, za każdym razem stawiamy własny domek z kart. Jak długo siedzimy w tej grze, dokładamy po jednej karcie, w określonych odstępach czasu. Gdy braknie nam kart, albo zabawa się znudzi, rozwalamy ten misterny domek i wracamy do realnego. Jesteśmy u siebie, panem swojej sytuacji. W każdej prawie chwili, możemy wrócić i od nowa budować kolejny domek gry. Dorzucić kart z innej talii, znaczy tyle, co nabyć doświadczenia w pokazywaniu, że nie jest się nudnym i monotematycznym. Dla mnie, oczywistym jest to, że liczy się tylko prawdziwa scena. Tylko te realne role, są dla mnie ważne, a rekwizyty, których w nich używam nigdy nie są identyczne.

Autor: poltergeist666

Jestem zajebisty!

Dodaj komentarz